Dwa, średnioformatowe aparaty miechowe.
O większym z nich pisałem już wcześniej i nawet robiłem nim zdjęcia. To Ercona - powojenna, wschodnioniemiecka kopia aparatu Zeiss Ikon Ikonta 521/2 - Ikonta C, na błonę zwojową typu 120 i format negatywu 6x9. Kopia, bo produkcja jej została, decyzją polityczną wdrożona, na podstawie zachowanych dokumentacji i przedwojennych egzemplarzy, w fabryce firmy Zeiss, w której nigdy wcześniej ten aparat nie był produkowany. Aparat łudząco przypomina oryginał i pewnie, gdyby nie wytłoczony na okładzinie malutki napis Ercona, nie przyszłoby mi do głowy, że to enerdowska kopia. Po moich próbach przywrócenia go do życia i pierwszym teście, stał jednak na półce, albowiem okazało się, że migawka zacina się w niektórych położeniach, co groziło zepsuciem kolejnych kadrów. Po dłuższym czasie, zdecydowałem się prosić kolegę, który serwisuje takie cuda, aby mi ją naprawił zgodnie ze sztuką.
Okazja była taka, że trafiła mi się przyrodnia siostra tego aparatu, a mianowicie Zeiss Ikon Ikonta 521 - Ikonta A, na błonę zwojową typu 120 i format negatywu 4,5x6 (6x4,5) pochodząca z oryginalnej fabryki Zeissa w Stuttgarcie. Aparat niedrogi, w ładnym stanie wizualnym i opisany, jako sprawny. Cóż, do wszelkich tego typu opisów, należy podchodzić z rezerwą, o czym i tym razem się przekonałem. Migawka aparatu zacinała się, zwłaszcza na dłuższych czasach i wymagała profesjonalnego serwisu. Nie zdecydowałem się zwrócić go sprzedawcy na niezbyt wygórowaną cenę, ale co zasada, to zasada - powinien napisać, że się zacina. Obie więc, przyrodnie siostry, pojechały razem do naprawy.
Aparaty nie różnią się jedynie formatem zdjęć i miejscem ich pochodzenia, ale również rodzajem migawki. Ercona wyposażona jest w prostą migawkę centralną "self cocking" 1/100, 1/50, 1/25 i B, a Ikonta A została wyposażona w bardziej zaawansowaną migawkę centralną 1/300, 1/100, 1/50, 1/25, 1/10, 1/5, 1/2, 1s i B, która wymaga ręcznego naciągnięcia przed jej wyzwoleniem.
Zewnętrznie, oba aparaty są bardzo podobne i mogą uchodzić za siostry z tej samej fabryki. Być może, można uznać, że oryginał jest odrobinę staranniej wykonany, ale naprawdę, różnice nie są wielkie. Kopia świetnie imituje oryginał.
Oba aparaty załadowałem błonami zwojowymi Fomapan 400 i już podczas pierwszego spaceru w lesie z nimi, okazało się, że muszę naświetlać na ISO 800, bo jesiennego światła jest raczej za mało i trzeba robić zdjęcia przy czasie otwarcia migawki 1/25 s i przysłonie F/4,5 - największej jasności obiektywu Ercony. Niektóre, kolejne kadry były już w lepszych warunkach, co pozwoliło na skrócenie czasu otwarcia migawki do 1/100 s i przymknięcie przysłony do F/11.
Test wyszedł bardzo korzystnie dla Ercony, ponieważ po naprawie, jest całkowicie sprawna, a obiektyw został również wyczyszczony. Mam fajny aparat o formacie negatywu 6x9. Test Ikonty A wypadł ciut gorzej. Technicznie, okazało się, że puszka aparatu, lub mieszek, przepuszcza światło, co jest widoczne w formie rozmytych plam w centralnej części niektórych kadrów - kolejny "kamyczek do ogródka" sprzedawcy, który opisuje aparat, jako sprawny, bez zrobienia rzetelnego testu z filmem. Druga sprawa, to już moja nieuważność. Po prostu, robiąc zdjęcia, bezpośrednio jedno po drugim, dwoma aparatami o różnym sposobie działania migawki, popełniłem błędy. Nie naciągnąłem migawki w Ikoncie, a naciśnięcie spustu blokuje możliwość wykonania ponownie zdjęcia na tej samej klatce, i tak utraciłem dwie z nich. Mój błąd, który raczej nie powtórzy się, podczas używania tylko jednego z tych aparatów w jednym czasie. Trzecia sprawa, to zaświetlenie narożników ostatniego kadru, spowodowane niewystarczającym dociskiem zwijanej błony w aparacie i jej zbyt luźnym zwinięciem, przed wyjęciem z aparatu. Znowu, może to mój brak uważności z obchodzeniem się z tym aparatem. Zdjęcia z Ikonty w formacie 6x4,5 wydają się być ostre i kontrastowe, nie gorzej niż z Ercony o formacie negatywu dwukrotnie większym - obiektyw jest w dobrym stanie. Ewentualne nieostrości, to albo nieintencjonalne potrząśnięcie aparatem, albo niedokładne ustawienie ostrości przy pomiarze odległości na oko. To są właśnie uroki używania starych aparatów, w których wszystko ustawia się ręcznie, bez przyrządów i muszę powiedzieć, że kiedy widzę takie efekty w historycznych zdjęciach amatorskich, to traktuję je ze szczególną czułością - są dokumentem prawdziwego życia.
Na koniec, jeszcze o tej mniejszej z dwu przyrodnich sióstr. To bardzo fajny aparacik "w ręku" - średni format, zmieszczony prawie w wielkości małych, mieszkowych aparatów małoobrazkowych, takich jak Kodak Retina, czy Balda Jubilette. Przyjemny w użyciu, mieszczący się w kieszeni, a formaty szesnastu klatek negatywu, jakie uzyskujemy, są czterokrotnie większe od tych z aparatów małoobrazkowych. Mnie się bardzo podoba, żałuję tylko, że mój egzemplarz jest trochę nieszczelny i nie wiem, czy uda mi się to naprawić.
Poniżej zdjęcie obu aparatów razem, a później kilka przykładów - cztery zdjęcia z Ercony, następnie cztery zdjęcia z Ikonty A i krótkie wideo-slideshow. Więcej zdjęć pojawi się sukcesywnie, na moim profilu Instagram.
Komentarze
Prześlij komentarz