Od kiedy fotografuję, może niezbyt intensywnie, ale to już chyba 60 lat, zauważyłem, że rzadko stosuję graniczne możliwości obiektywów i dostępnych wartości przysłon, a także najdłuższych i najkrótszych dostępnych czasów migawki. To może wynikać z tego, jakiego rodzaju fotografię uprawiam, ale moim zdaniem, przede wszystkim, wynika z mojego poczucia estetyki. Bardzo podoba mi się plastyka obrazów produkowanych przez obiektywy przysłonięte, mniej więcej w połowie wartości zakresu ich przysłon. Myślę, że takie ustawienie pozwala na uzyskanie obrazu, który moim zdaniem, pięknie odwzorowuje charakter naturalnego widzenia. Fotografowany obiekt nie jest nadmiernie odseparowany od tła, często tło pozostaje ostre, chyba że fotografowany obiekt jest bardzo blisko obiektywu, ale również wtedy, możemy łatwo rozpoznać obiekty ukazane w tle, co jest niemożliwe przy pełnym otwarciu obiektywu. Fotografując np. krajobrazy miejskie, możemy z powodzeniem stosować hiperfokalną i uzyskiwać ostrość obiektów w polu widzenia obiektywu, oddalonych od prawie 4 m do nieskończoności. Pozwala to na wstępne ustawienie strefy, która na zdjęciu ma być ostra i robić szybkie "snapshots", bez konieczności każdorazowego ustawiania ostrości za pomocą dalmierza "w punkt". No i standardowe obiektywy małoobrazkowe, o ogniskowej 50 mm, przymknięte do przysłony o wartości około 6,3 mają najlepszą ostrość na całej powierzchni obrazu i najmniejszą tendencję do winietowania. Unikamy również niepożądanego zjawiska dyfrakcji, które może wystąpić wraz z maksymalnym przysłonięciem obiektywu do jego granicznej wartości przysłony.
Od paru tygodni fotografuję głównie Leicą Standard i Leicą IIIa z użyciem obiektywu Leitz Elmar 3,5/50 z 1935 roku, najczęściej korzystając z ustawienia przysłony na wartość f/6,3 i jestem bardzo zadowolony z rezultatów. Wcześniej dużo fotografowałem również innymi aparatami małoobrazkowym i innymi obiektywami standardowymi, np. Carl Zeiss Jena Tessar 3,5/50 i 2.8/50 oraz radzieckimi Industar-22 i Jupiter-8, korzystając zwykle z przysłon o wartościach f/5,6 i 8 i również byłem bardzo zadowolony z rezultatów.
Według ciągu wartości przysłon, np. na przedwojennych obiektywach Leitz Elmar 3,5/50 umieszczano następujące wartości: 3,5; 4,5; 6,3; 9; 12,5; 18 itd. i odpowiadał im stary ciąg wartości czasów otwarcia migawki np. we wczesnych aparatach Leica: 1/20, 1/30, 1/40, 1/60, 1/100, 1/200, 1/500 itd. Później te ciągi wartości przysłony zmieniono na np.: 3,5; 4,5; 5,6; 8; 11; 16; 22 itd. A ciąg otwarcia czasów migawki zmieniono na: 1/15, 1,30, 1/60, 1/125, 1/250, 1/500 itd. Zresztą w różnych aparatach bywało to różnie.
Średnia wartość przysłony, dla standardowych obiektywów małoobrazkowych o ogniskowej 50 mm, pochodzących z pierwszej połowy XX wieku, to chyba właśnie 6,3, czyli pomiędzy 5,6 i 8. Pomyślałem sobie, że moje zdjęcia są w pewnej opozycji do idei słynnej grupy f/64, której nazwa pochodzi od stosowanej przez jej członków wartości przysłony pozwalającej na uzyskanie w ich fotografiach wielkiej głębi ostrości. Oczywiście, z pełną pokorą, nie mam zamiaru tworzyć żadnych porównań, ale ten rodzaj opozycji wynika właśnie, między innymi, z korzystania przeze mnie z półotwartego/półzamkniętego obiektywu małoobrazkowego i tym samym, o wiele mniejszej głębi ostrości. Nie jest to raczej "opozycja totalna", bo nie całkiem interesują mnie bardzo jasne obiektywy, fotografowanie całkowicie otwartym obiektywem do wartości 2, czy 1,4, totalne odseparowanie obiektu fotografowanego od tła i "szalone" rozmycia tła i efekty bokeh.
Nie chcę tworzyć jakiejś artystowskiej ideologii, do swojego fotografowania. Po prostu, zauważyłem że zwykle tak właśnie fotografuję aparatami małoobrazkowymi i takie swoje zdjęcia akceptuję i lubię. Zwykłe zdjęcia z dość małą, lub niezbyt wielką głębią ostrości. Nieobrobione w postprodukcji, poza usunięciem białych plamek i ewentualną, rzadką i drobną korektą kontrastu - czyli takie, jaką rzeczywistość zobaczyłem i utrwaliłem na filmie.
Ale gdybym dzisiaj miał założyć swoją nową stronę www o fotografii, to aby łatwo, symbolicznie przekazać jej przesłanie, mogłaby się właśnie nazywać "Six Point Three".
Koniecznie jednak, należy również wspomnieć o innych, trójsoczewkowych, niepowlekanych obiektywach starszego typu, np. użytych w popularnych aparatach mieszkowych 6x9, których maksymalna światłosiła wynosiła właśnie 6,3. To między innymi Voigtar Anastigmat 6,3/105 z aparatu Voigtlander Bessa, Anastigmat z aparatu Kodak No2 Folding Autographic Brownie, czy Weltar Anastigmat 6,3/105 z aparatu Welta Progres, żeby tylko wymienić te, które stoją u mnie na półce.
Serdecznie zapraszam na mój profil Instagram.
Poniżej ilustracja zastosowania obiektywu Leitz Elmar 3,5/50 z ustawieniem przysłony do wartości 6,3, portret naszego psa z około 2 m,
kilka widoków Warszawy
oraz, trzykrotnie, zastosowanie ostrości hiperfokalnej f/6,3 w krajobrazie miejskim - pełna klatka i obraz kadrowany, pokazujący możliwości obiektywu przy tej przysłonie.
Komentarze
Prześlij komentarz