Czy lubimy zdjęcia z wakacyjnych wycieczek? Na pewno lubimy je robić. Pamiętam, że w dzieciństwie, zawsze mieliśmy zdjęcia z wakacji, które robił nam ojciec. Poza czasem, kiedy koncentrował się na filmowaniu, ale i wtedy przywoził zdjęcia, tylko nieco mniej. Później również, wszystkie wyjazdy owocowały mnóstwem zdjęć. Tak jest i dzisiaj.
Fotografowanie i zdjęcia z wakacji, czy krajowych lub zagranicznych wycieczek, to mógłby być pewnie, temat na opracowanie naukowe. Zwłaszcza np. na temat wycieczek fotografujących emerytów z USA i Japonii, którzy sprawiają wrażenie jakby chcieli sfotografować wszystko i w ten sposób, cały świat zabrać ze sobą do domu. Mówimy wtedy, że fotografują, zamiast doświadczać miejsca i chwili, łudząc się, że będą mogli w spokoju przeżyć to i doświadczyć, na kanapie w domu. Ale i często, my sami, zachowujemy się przecież identycznie, zwłaszcza dzisiaj, kiedy czujemy się nieograniczeni, bo w pamięci smartfona, możemy zapisać tysiące zdjęć w wysokiej rozdzielczości. Być może, ktoś z socjologów już takie badania zrobił? Nie jestem, ani socjologiem, ani w ogóle naukowcem. Jestem człowiekiem, który nie odżegnuje się od robienia zdjęć, na wakacyjnych wyjazdach - bliższych i dalszych wycieczkach. Moje zdjęcia nie aspirują do miana sztuki wysokiej, chociaż czasem, znajduję wśród nich, całkiem ciekawe fotki.
W sezonie 2023, oprócz udokumentowanego i zrelacjonowanego już wyjazdu na Zlot oraz częstych wyjazdów i pobytów żeglarskich nad ZZ z naszą łodzią, byliśmy również na kilkudniowym pobycie z wnuczętami Kasi w Krakowie i Bochni, a później już po wakacjach sami, na jednodniowej wycieczce w Łodzi z okazji meczu siatkarskiej reprezentacji kobiet w ramach eliminacji do Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Za każdym razem, miałem ze sobą moją Leicę Standard z 1932 roku z radzieckim obiektywem Industar-22 3.5/50 z 1955 roku z osłoną przeciwsłoneczną i żółtym filtrem. W aparacie, film Fomapan 100. Chyba właśnie, nadarza się sposobność, aby przynajmniej część tych zdjęć pokazać.
Odnoszę wrażenie, że kiedy fotografuję znane już sobie miejsca, w których na co dzień żyję, to nie staram się pokazywać widoków ogólnych, a spojrzeć jakoś indywidualnie, osobiście i zwrócić uwagę na ich specyfikę, przez pokazanie mniej znanych zakamarków, które najlepiej obrazują klimat mojego otoczenia. Wręcz przeciwnie sprawa wygląda na wyjeździe, zwłaszcza w miejscach, które widzę po raz pierwszy i dopiero je poznaję - zachwycam się i chcę w jednym kadrze pokazać, jak najpiękniej wszystko, jak na pocztówce, czy w turystycznym folderze. Trudno mi jest powstrzymać się od banalnych kadrów lub powtarzania motywów, które już widziałem w folderach i ściennych kalendarzach. Oczywiście, nawet podczas wakacyjnej wycieczki, staram się fotografować świadomie i unikać banalnych kadrów, ale czy rzeczywiście potrafiłem się ich ustrzec? Pewne zdjęcia mają wyłącznie wartość pamiątkową - już pisałem niedawno, że moim zdaniem, nie ma w tym niczego złego - fotografowanie ma wartość użytkową, dla fotografującego i jego odbiorców, a do zdjęć o wartości pamiątkowej, tym chętniej wracamy, im dłuższy czas upłynął o chwili ich wykonania. Niektóre zdjęcia, np. na krakowskim Kazimierzu, powstały w warunkach granicznych, w których światła było już zbyt mało, dla bezpiecznego wykonania zdjęć z ręki, co nie powstrzymało mnie, by jednak zdjęcia te zrobić - to dla wyjaśnienia tylko, skąd takie, techniczne niedoskonałości...
Poniżej, przykładowe zdjęcia z Krakowa (11 sztuk) Bochni (3 sztuki) i Łodzi (10 sztuk) - Leica Standard z 1932 roku + radziecki, składany obiektyw Industar-22 3.5/50 + filtr żółty + czarno-biały film negatywowy Fomapan 100...
... i link do slideshow:
Komentarze
Prześlij komentarz