Muszę kolejny raz przyznać, że mam mnóstwo szczęścia do ludzi. Okres Bożego Narodzenia i Nowego Roku, a również później, czas moich urodzin, przyniósł mi wiele radości i życzliwości, a przy tym, sporo ciekawych prezentów w dziedzinie starych aparatów i tradycyjnej fotografii.
Na moich półkach pojawiły się nowe (a przecież stare) aparaty, wspaniały obiektyw i mechaniczny samowyzwalacz! Ale zacznijmy po kolei.
Najpierw, od Brata, dostałem piękny, praktycznie nieużywany obiektyw Jupiter-11 4/135 w eksportowej wersji "silver" z mocowaniem M42. Ma wygrawerowany na korpusie napis "Made in USSR" a etykietka na oryginalnym pudełku jest w języku niemieckim. Obiektyw ten, jest zasadniczo kopią obiektywu Sonnar 4/135 produkcji zakładów Carl Zeiss Jena - mam taki z 1957 roku z mocowaniem Exakta. Niektórzy mówią, że radziecka kopia jest lepsza, a jak jest naprawdę, spróbuję niedługo sprawdzić!
W tym samym czasie, sam sobie zrobiłem urodzinowy prezent i na znanym portalu sprzedażowym na "A" znalazłem aparat Voigtlander Brillant V6, który jest bakelitową kontynuacją poprzedniej wersji z metalowym korpusem, prostego pseudo TLR, czyli w praktyce, to box camera z dużym i wygodnym celownikiem lustrzanym. Aparat jest w bardzo ładnym stanie wizualnym i technicznym, wyposażony w takiż, skórzany futerał. Aparat ma prosty obiektyw Voigtar Anastigmat 6.3/ 75 i migawkę z czasami 1/25, 1/75 s T i B. Ciekawy jest w tak prostym aparacie licznik klatek z blokadą przesuwu błony, ale wspomagany jednak okienkiem w odchylanych plecach aparatu. Bardzo jestem ciekaw rezultatów testu, bo podczas niego zauważyłem, że obiektyw był rozkręcany i nie jestem pewien ustawień ostrości. Ten typ Voigtlandera Brillant, produkowany od 1937 do 1951 roku, został skopiowany w ZSRR i produkowany od 1947 do 1951 roku, przez firmę GOMZ/LOMO jako Komsomolec.
Kiedy pochwaliłem się tym zakupem na moim Instagramie, kolega Jacek, fotograf i mąż koleżanki żeglarki, zaproponował mi Lubitela. Nie zapytałem, jaki model, tylko się skwapliwie zgodziłem. Po kilku dniach z paczkomatu wyjąłem paczkę z Lubitelem-2, modelem produkowanym od 1954, do 1980 roku. Ten model również jest kopią bakelitowego aparatu Voigtlander Brillant V6, ale jego wersji późniejszej (focussing) produkowanej od 1938 roku i będącego już prostą lustrzanką dwuobiektywową (TLR) w której sprzężenie obiektywu celowniczego i zdjęciowego jest realizowane za pomocą zewnętrznej zębatki. Aparat dostałem bez futerału, ale w pięknym i czystym stanie wizualnym i technicznym. Pomimo ogromnego podobieństwa do poprzedniej wersji bakelitowego Voigtlandera Brillant, jest jednak bardziej zaawansowany. Obiektyw zdjęciowy, to T-22 4.5/75, a migawka ma czasy od 1/15 do 1/250 s i czas B, samowyzwalacz i synchronizację z lampą błyskową. Obiektyw celowniczy, nie jest opisany, ale jest jasny, a ostrość ustawia się dzięki specjalnemu rastrowi na bardzo jasnej matówce celownika, za pomocą rozkładanej lupki i wydaje się to wygodne, co sprawdzę w praktyce. Ciekawostką jest jednak brak blokady przesuwu błony i licznika klatek - pozostaje jedynie czerwone okienko w odchylanych plecach korpusu aparatu.
Kolejny nabytek, to "poważny" czechosłowacki TLR Flexaret VI automat firmy Meopta z obiektywem Belar 3.5/80. Zawsze podobały mi się te aparaty, między innymi dzięki nietypowym, szarym okładzinom korpusu, które nadają mu wyróżniający wygląd. Aparat jest dobrze zachowany i sprawny, ma ładny skórzany futerał i adapter do filmu małoobrazkowego 35 mm. Bardzo jestem ciekaw rezultatów testu. Słyszałem, że optycznie nie jest lepszy od polskiego Starta, ale na pewno jest bardzo solidnie zbudowany. Podoba mi się, pomimo dużej masy i pewnej inności w sposobie obsługi. Ten model ma możliwość użycia również filmu małoobrazkowego typu 135 i wraz z aparatem dostałem również adapter na ten film, ale ... Adapter okazał się być z modelu IV, ale nie jest to dla mnie problem,chyba że kolekcjonerski, bo używanie TLR 6x6, jako aparatu małoobrazkowego, nie jest dzisiaj priorytetem.
Ale to wciąż nie jest koniec, bo kilka dni temu dotarł do mnie kolejny, przepiękny TLR, tym razem polskiej produkcji Start-66. Sądząc po jego cechach np. oznaczeniach producenta WZFO, zarówno na osłonie wizjera (kominka) jak i obu obiektywach, pochodzi z pierwszej serii tych aparatów z 1967 roku. Będąc kontynuacją produkcji aparatów Start od 1954 roku i pochodząc z tego samego okresu, co mój Start-B, jest jest to jednak nowy, udoskonalony, bardziej solidny model. Oczywiście, unowocześniono również jego wygląd, dostosowując do mody i trendów lat 1970. Przy okazji, dowiedziałem się nieoficjalnie, że stosowany w polskich aparatach trójsoczewkowy obiektyw Emitar, był klonem obiektywu Carl Zeiss Jena Triotar. Prawda li to?
Na koniec fotograficzna biżuteria, czyli mechaniczny samowyzwalacz Haka Autoknips II - do samowyzwalania aparatów pozbawionych wewnątrz tego urządzenia, podpinany do wężyka spustowego. Ten piękny prezent dostałem od moich Córki i Zięcia.
Poniżej zdjęcie - od lewej ku prawej w kolejności powyższego opisu (obiektyw Jupiter-11 podpięty do aparatu Praktica L:
Komentarze
Prześlij komentarz