Przez długie lata chorowałem na brak TLR, a uważałem je za najlepsze aparaty średnioformatowe, dla amatora, który potrzebuje obrazka 6x6 do tzw. ogólnych zastosowań w tym portretu, krajobrazu, zdjęć ulicznych itd ... A dzisiaj mam ich kilka... Pewnie teraz choruję już na zbieractwo? Jednym z tych długo niezrealizowanych marzeń, był czechosłowacki TLR produkcji zakładów Meopta, czyli Flexaret. Najbardziej podobały mi się modele najnowsze, czyli różniące się od konkurencji kolorem okładzin i designem - automaty VI i VII.
Trafił mi się właśnie model VI w niezłym stanie w szarej okleinie. Wstępny opis i link do źródła był już tam. Technicznie wszystko działa, więc od razu założyłem błonę dla testu. Aparat różni się od innych TLR-ów, również pewnymi szczegółami obsługi - ma dźwignię do ustawienia ostrości, wyposażoną w skalę głębi ostrości, a skala odległości jest określona zarówno w metrach, jak i stopach. W innym miejscu, niż zwykle, jest również spust migawki. W odmienny, niż w innych TLR-ach i dość niewygodny dla mnie sposób otwiera się lupkę powiększającą obraz na matówce. Ważne usprawnienie, to automatyczny licznik klatek i blokada podwójnej ekspozycji - jak zwykle jest coś za coś, czyli nie można świadomie w celach artystycznych, owej podwójnej ekspozycji wykorzystać. Aparat ma możliwość użycia, oprócz błony średnioformatowej typu 120, również filmu "kinowego" szerokości 35 mm, typu 135. Jest do tego specjalny adapter i dość skomplikowana procedura z dodatkowym licznikiem i koniecznością, po wykonaniu 11. zdjęć, ponownego nastawiania głównego licznika. Kiedyś ta możliwość wykorzystania filmu małoobrazkowego, była istotna, bo amatorzy kupowali jeden aparat, do różnych zastosowań. Dzisiaj to nie ma praktycznego sensu, ale oczywiście, hobbysta może i pewnie powinien się w to bawić. Mam specjalny adapter, ale wygląda na to, że ten pochodzi z wersji IV, a nie z VI, chociaż niewykluczone, że będzie współpracował, bo pasuje. Aha, jest jeszcze skórzany futerał w dobrym stanie i dekielek na obiektywy.
Z kolekcjami aparatów i sprzętu fotograficznego jest tak, że pierwsze znikają w niebycie pudełka, dokumenty sprzedaży i instrukcje obsługi, następne są pogubione dekielki i poprute i sparciałe futerały, które trafiły do śmietników. Aparaty wykonane są z trwałych materiałów, więc istnieją najdłużej, najdłużej działają i są możliwe do naprawienia i utrzymania w niezłej kondycji. Ale "prawdziwi" kolekcjonerzy, najbardziej cenią sobie tzw. "całości", czyli praktycznie nieużywane (w stanie "mint") aparaty w oryginalnych opakowaniach z dokumentami i pewnie jeszcze z certyfikatem, że należały do jakichś znanych osobistości. Według takich kryteriów, nie jestem żadnym kolekcjonerem...
Wracając do mojego Flexareta VI automat i testu zdjęciowego - w praktyce działa podobnie jak inne TLR-y, ale trzeba przez chwilę go poznać i przyzwyczaić się do odmiennych funkcjonalności. A jaki jest efekt? Optyka obiektywu Belar 3,5/80, nie jest rewelacyjna i moim zdaniem ustępuje nieco optyce naszych Startów, a na pewno optyce obiektywu Riken Riconar 3,5/80 z aparatu RicohDiacord, ale może to jest mylne wrażenie, bo zimowe warunki świetlne w jakich fotografowałem, były w zasadzie granicznymi, dla wykonywania zdjęć z ręki i przymknięcie przysłony do wartości 5.6 lub 8 może wiele zmienić, ale klimat tych zdjęć mi się podoba, bo lubię prawie wszystko z moich TLR-ów. Poniżej wypociny z kilku, głównie ciemnych i szarych, zdjęciowych dni.
Tutaj link do short video na moim kanale YouTube
Poniżej widok mojego aparatu Flexaret VI automat i skany z pierwszej rolki błony Fomapan 400 wykonanej przeze mnie tym aparatem:
Komentarze
Prześlij komentarz