Przejdź do głównej zawartości

Moje miejsca w sieci ...

Wszyscy, którzy zaglądają i czytają tego bloga, na pewno zauważyli, że za każdym razem zapraszam Ich, do odwiedzania moich innych miejsc w sieci, za pomocą linka, do jednego z nich, a tam są dostępne linki do kolejnych i kolejnych. Dzisiaj chciałbym skupić się trochę na tym, co to są za miejsca i dlaczego zamieszczam tam swoje zdjęcia, a dlaczego na innych nie ...

Pierwszym miejscem, gdzie zamieszczałem swoje fotografie, był portal Flickr. Zacząłem, lata temu, od zamieszczania zdjęć z budowy mojej łódki, żaglowej kanu BETH "YuanFen". Bardzo szybko okazało się, że po zamieszczeniu dwustu, mocno skompresowanych zdjęć, które następnie linkowałem na fora żeglarskie i fora o budowie łodzi ze sklejki i drewna, portal Flickr zakomunikował mi, że właśnie zapełniłem swoje darmowe konto i aby móc zamieszczać kolejne zdjęcia, muszę wykupić dostęp płatny. Zaznaczę jeszcze, że nie myślałem wtedy o prezentacjach swoich zdjęć wykonywanych swoimi starymi aparatami na filmie, a była to jedynie dokumentacja budowy łodzi z możliwością udostępniania tych zdjęć dalej, w miejscach, gdzie ludzie zainteresowani są szkutnictwem amatorskim i żeglarstwem. Musiałem wtedy odejść z tego portalu, i znaleźć kolejne miejsce, by dalej, swobodnie zamieszczać i linkować zdjęcia z budowy mojej łódki. Po latach, okazało się, że w związku z rozwojem Flickr, podniesiono limit darmowego konta do tysiąca fotografii o nieograniczonej rozdzielczości. Portal Flickr miał już opinię najbardziej przyjaznego miejsca, dla fotografów i artystów. W chwili, kiedy zacząłem coraz więcej fotografować na filmie i chciałem dzielić się efektami mojej pracy z innymi, przypomniałem sobie o moim, zapomnianym koncie na Flickr. Chyba w ciągu roku zamieściłem tam około tysiąca moich fotografii wykonanych na filmie. Kilka z nich uzyskało wysokie oceny i przez administrację portalu zostało umieszczonych w prestiżowym folderze Explore, więc stały się łatwo dostępne, dla wszystkich użytkowników portalu, a także dla osób niezalogowanych odwiedzających Flickr, uzyskując dalszą popularność. Zdobyłem 579 followersów, czyli osób stale przeglądających moją działalność... Ale znowu, tysiąc zdjęć szybko zapełniło moje miejsce na darmowym koncie. Zakomunikowałem, tym którzy mnie obserwowali, że muszę zaprzestać dodawać kolejne zdjęcia z braku miejsca na darmowym koncie i chciałem się pożegnać. Dostałem wtedy dostęp do konta PRO, dzięki niespodziewanej darowiźnie - ktoś z obserwujących mnie, wykupił dla mnie dostęp profesjonalny, na rok. Dodałem kolejne setki zdjęć, które ponownie uzyskiwały niezłe oceny i znowu kilka z nich znalazło się w prestiżowym folderze Explore... ale rok się szybko skończył. Przyszedł kolejny komunikat, żeby wykupić dostęp PRO. Znowu ktoś, ta sama osoba, tym razem zwracając się do mnie w wiadomości prywatnej, zaproponował wykupienie dla mnie dostępu PRO. Podziękowałem serdecznie i odmówiłem. Nie mogę żerować na uprzejmości nieznanych mi osobiście osób! Na bliskich znajomych, również nie. Jestem bardzo wdzięczny, dziękuję, ale muszę odmówić! Zacząłem usuwać zdjęcia, by zrobić miejsce na kolejne. W ten sposób zniknęły m. in. 200 zdjęć z budowy BETH, ale wciąż pozostawało ich powyżej tysiąca w tym wiele gwiazdek (lajków) i przyjemnych komentarzy, które uzyskały. Zrezygnowałem z dalszego ich usuwania i odzyskiwania miejsca na koncie, pozostawiłem prawie 1200, czyli o prawie 200 ponad limit i wycofałem się. W swoim profilu w sekcji "ABOUT" napisałem o powodzie zaprzestania korzystania z Flickr (jestem na emeryturze, nie stać mnie na wykup profesjonalnego dostępu - niestety) i podałem linki, do moich innych miejsc, gdzie obecnie zamieszczam zdjęcia, gdzie osoby nimi zainteresowane mogą je znaleźć. Ktoś powiedział, że przecież można tworzyć swoje kolejne profile na Flickr, korzystając z kolejnych adresów e-mail, dla kolejnych zdjęć za free, do limitu 1000. Czy o to chodzi, naprawdę???

Pewnie trzeba tu napisać, czym według mnie, jest uczestnictwo fotografów we Flickr? Moim zdaniem, to bardzo dobre miejsce - fotografie można zamieszczać indywidualnie, ale również publikować je w grupach tematycznych i dyskusyjnych, np. w zależności od zastosowanego aparatu, obiektywu, filmu, czy innych parametrów, oceniać i być ocenianym, rozmawiać i w ten sposób zdobywać wiedzę i doświadczenie. Fotografie, nie są przez algorytmy portalu kompresowane, ani przycinane - są publikowane w rozdzielczości i formie nadanej przez autora. Niektóre grupy zapraszają konkretne fotografie i użytkowników do swojego grona, ze względu na tematykę lub poziom artystyczny. Wszystkie zdjęcia ustawione, jako "publiczne", są dostępne do przeglądania i oceniania, dla wszystkich użytkowników Flickr i możliwe do linkowania w innych mediach.

Musiałem jednak szukać innych miejsc, gdzie mógłbym zamieszczać swoje zdjęcia, te które robię swoimi starymi aparatami, na tradycyjnych materiałach światłoczułych. Kiedyś, już podczas budowy BETH, przeniosłem swoją działalność, na swoje konto Google Picasa, które z biegiem lat, przekształcono w Google Photos (u nas Google Zdjęcia) ale równocześnie zmieniono całkowicie jego formułę. Przestało być przyjaznym miejscem do dzielenia się swoimi zdjęciami. Przede wszystkim, wciąż majstrowano przy sposobie udostępniania zdjęć i wcześniej tworzone linki traciły swoją ważność, a udostępnione w innych miejscach zdjęcia z Google Picasa, albo z Google Photos, znikały... Jednak pierwsze moje zdjęcia wykonane starymi aparatami na filmie zamieszczałem właśnie tam . Wydawało się, że mam nieograniczoną powierzchnię dysku dla moich fotografii, zwłaszcza, że również tam zamieściłem albumy z kontynuacji budowy BETH "YuanFen", całości budowy GIS-a "Uitwaaien" oraz mnóstwo innych zdjęć z wakacji i żeglowania, a także zdjęcia mojej pseudo kolekcji aparatów... Niedawno, jednak okazało się, że zapełniłem już połowę dostępnego za darmo miejsca, czyli 7,5 z 15 GB. Tutaj również, trzeba zacząć przeprowadzać selekcję i usuwać sukcesywnie zdjęcia, które nie mają większego znaczenia... Ale, jeszcze, jest na to czas.

Zaletą Google Photos jest bezpośrednia integracja z usługą Blogger, to znaczy, że zdjęcia zamieszczone na Google Photos, mogę łatwo umieszczać tutaj, na moim blogu! Ale jest jedna pułapka - jeżeli usunę udostępnione tu zdjęcie z Google Photos, to zniknie ono również z bloga! Wadą Google Photos, jest też ograniczony dostęp tzw. publiczności i innych użytkowników, do zamieszczonych zdjęć, ponieważ nawet tzw. zdjęcia udostępnione, czy albumy udostępnione, wymagają przedstawienia ich w innych mediach wyłącznie za pomocą odnośnika (linku) i nie ma możliwości swobodnego przeglądania swoich zdjęć nawzajem, przez różnych użytkowników, poza tzw. dołączeniem do albumu przez innych zalogowanych użytkowników.

Dla każdego artysty, również nieprofesjonalnego fotografa, a także emeryta i rencisty, najważniejszy jest kontakt z odbiorcami jego twórczości. Możesz zarzekać się, że robisz wszystko wyłącznie dla siebie i nikomu, niczego nie musisz pokazywać, ale to nie jest prawdą! Ani Flickr, ani Google Photos, nie są portalami, ani usługami, gdzie artysta, czy fotograf mógłby uzyskać tzw. informację zwrotną (feedback) od odbiorców jego twórczości. Na pierwszym, kontaktujesz się tylko z innymi fotografami, którzy najwyżej poklepią cię po plecach, a na drugim ... Praktycznie z nikim! Musisz znaleźć inne miejsca. A te inne miejsca, to są portale społecznościowe.

Zainicjowałem swoje konto na portalu Instagram i zacząłem tam zamieszczać wyłącznie moje zdjęcia wykonane starymi aparatami na tradycyjnych materiałach światłoczułych, potocznie zwanymi analogowe. Wcześniej posiadałem już swoje konto na portalu Facebook, ale nadal traktuję je jako prywatny miszmasz, ale również pojawiają się tam zdjęcia, które wcześniej zamieściłem na moim Instagramie, gdzie w krótkim czasie uzyskałem obserwujących mnie 365 followersów - w większości również fotografów, których zdjęcia również mogę obserwować, oceniać i komentować. Ilość dostępnego miejsca, jest praktycznie nieograniczona, ale umieszczane tam zdjęcia są automatycznie kompresowane, a zdjęcia w formacie pionowym (portrait) są automatycznie przycinane. Umieszczane zdjęć wiąże się więc, albo z koniecznością ich przygotowania do formatu kwadratowego, albo samemu je kadrując, albo dodając marginesy. Na razie, unikam zamieszczania formatów pionowych, najmniejszy problem jest ze zdjęciami z aparatów średnioformatowych 6x6, bo nie ma potrzeby dodatkowego ich formatowania - zarówno w miniaturach, jak podczas przeglądania aktualności, format kwadratowy jest niezmienny.

Spotkałem się z opinią, że Instagram, jest portalem dla niezbyt wyrobionej klienteli, że jest tam mnóstwo byle czego i że nie warto, by szanujący się artysta prezentował tam swoje prace. Nie zgadzam się z taką opinią. Instagram jest narzędziem, które każdy użytkownik ma prawo wykorzystywać jak sam chce, byle zgodnie z regulaminem i tzw. zasadami społeczności. Prezentować swoje treści można publicznie, ale też zastrzegać prywatność poszczególnych wpisów i zdjęć oraz utajnić cały swój profil. Widzę tam wielu fotografów i artystów, których znam również z profesjonalnego Flickr - swoją drogą, również i tam, można spotkać mnóstwo byle czego ...

Facebook - pisałem już, że mam konto na Facebooku, konto prywatne, gdzie wszyscy widzą, jaki jest ze mnie gagatek. Ale, zarówno na Instagramie, jak i na Facebooku, można założyć sobie konto profesjonalne, jako profesjonalny artysta fotograf. A jakże, można! Jeśli kiedykolwiek zostanę profesjonalnym itd ... Dzisiaj mogę dzielić się swoimi zdjęciami oraz swoimi przemyśleniami, publikując je, na prywatnej tablicy mojego Facebooka, gdzie może oglądać je już 1297 followersów i inne osoby, które zechcą odwiedzić mój profil.

Całkiem niedawno, zainicjowałem publikowanie moich zdjęć na Lomography - o specyfice i o pierwszych wrażeniach pisałem już tutaj na moim blogu. Uważam, że to równie dobre miejsce, na publikowanie własnych fotografii i jak każde inne, wymaga nieco własnego wkładu w poznanie go. Przesyłane przeze mnie, na moje konto Lomography zdjęcia, są kompresowane nieco, ale portal nie obcina formatów pionowych. Istnieje możliwość tworzenia albumów tematycznych, a także przeglądania, komentowania i lajkowania zdjęć wszystkich użytkowników portalu, a szczególnie łatwo, tych obserwowanych. Zdjęcia są dostępne dla niezalogowanych użytkowników i istnieje możliwość publikowania ich poza portalem. Portal można wykorzystać w podobny sposób jak inne, to wymaga jedynie zaangażowania, a wartość publikowanych treści, zależy tylko od poziomu treści, które sam opublikujesz!

Mam również swój kanał na YouTube - pierwotnie był to kanał, do zamieszczania krótkich filmików o moim żeglowaniu. Doszła jednak działalność fotograficzna. Teoretycznie, gdybym był profesjonalnym itd ... Powinienem stworzyć oddzielny kanał tematyczny! Ale jest, jak jest, czyli latem pojawiają się tam głównie filmy o żeglowaniu, a zimą o fotografii starymi aparatami, na tradycyjnych materiałach światłoczułych. Są podzielone na tzw. playlisty, czyli łatwo je odróżnić. Zresztą, mam tylko 209 subskrybentów, ale najwięcej odsłon (ponad 9700) uzyskało wideo z dziedziny mojej fotografii, ale właśnie dlatego, że zostało wielokrotnie udostępnione w różnych miejscach w sieci - w tym, na grupach Facebooka - na temat użytkowania starych aparatów. O filozofii zamieszczania moich pokazów slajdów na moim kanale YouTube pisałem już na moim blogu i na razie, nic się w tym względzie nie zmieniło.

Zapewne, najważniejszym miejscem może wydawać się ten blog, czyli miejsce, które daje mi możliwość werbalizowania moich poglądów, na ulubioną dziedzinę, przy jednoczesnym ilustrowaniu ich zdjęciami, pokazami slajdów i linkami np. do źródeł informacji. Tak, to bardzo ważne dla mnie miejsce! Niemniej jednak, biorąc pod uwagę liczbę odsłon poszczególnych wpisów, które systematycznie przecież udostępniam w innych moich mediach, nie jest ono wcale najważniejsze - zagląda tu, systematycznie, najwyżej kilkadziesiąt osób, którym jestem niezmiernie za to wdzięczny...

Do tego spotkałem się z opinią, że każdy, szanujący się, profesjonalny artysta, powinien mieć w necie profesjonale portfolio - w domyśle: nie udostępniać w sieci wszystkiego co tworzy, a jedynie kreować swój profesjonalny wizerunek, na podstawie wybranych dzieł! A jakże, powinien! Owszem, nawet kiedyś miałem. Na szczęście, będąc już na emeryturze, nie jestem profesjonalnym artystą, więc nie muszę, ani nie chcę mieć profesjonalnego portfolio! Swoje zdjęcia będę prezentował tam, gdzie mi się spodoba i w formie przeze mnie uznanej - nieprofesjonalnie! Taka jest moja świadoma decyzja.

Na koniec uwaga natury bardzo ogólnej: Żadne z tych moich miejsc w sieci, nie jest moje! Są to miejsca udostępniane w internecie, przez prywatne firmy, świadczące odpowiednie usługi. Te wszystkie usługi są płatne - albo trzeba za nie płacić żywą gotówką, jak na Flickr, albo płacimy udostępnianiem swoich danych osobowych, naszymi zachowaniami rynkowymi, wyborami politycznymi itd itd - tak długo, jak długo te firmy nam na to będą pozwalać. Na razie - tyle.

.

Poniżej - sami wiecie co:








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czy Smena 8, to "s**t camera"?

Na fejsbukowych forach i grupach, poświęconych fotografii analogowej, spotykam częste opinie, że radzieckie aparaty fotograficzne, Lubitel , Zenit , a w szczególności Smena , są nic nie wartym złomem i nie należy w ogóle brać ich pod uwagę w wyborze sprzętu do fotografii na filmie. Czy to prawda? Co ja o tym sądzę? Przede wszystkim, najpierw, zastanawiając się nad tym, czy w ogóle zająć się fotografią na filmie, powinniśmy wiedzieć, czego szukamy w tej dziedzinie. Mój wybór jest prosty: nie zamierzam robić zdjęć najlepszych na świecie, nie zamierzam równać się z fotograficznymi sławami, chcę robić swoje zdjęcia, po swojemu , chcę bawić się fotografią, podobnie, jak bawiłem się w czasach mojego dzieciństwa i młodości, próbując, najlepiej jak potrafię, przekazać emocje i treści, które ważne są, dla mnie, dzisiaj . Radzieckie aparaty fotograficzne, były nieodłączną częścią tamtej rzeczywistości. Dla niektórych z nas, w biednych czasach Żelaznej Kurtyny, radziecki aparat Zenit , był szcz

Rolleiflex!!! Czyli: My TLR Story #10

Kultowy aparat w moich rękach! Moim marzeniem, było móc robić zdjęcia tym aparatem, albo którymś modelem z tej wytwórni. Zawsze aparaty Rolleiflex i Rolleicord , były poza moim zasięgiem. Kilka tygodni temu, pojawiła się możliwość długoterminowego wypożyczenia przedwojennego Rolleiflexa . To Rolleiflex Automat 6x6 - Model RF 111A z obiektywem Carl Zeiss Jena Tessar 3.5/75 ( Rolleiflex Automat Model 2 i tutaj ) z 1938 roku!  Aparat, pomimo słusznego wieku, jest w pięknym stanie i w stu procentach sprawny! Ma również piękny, skórzany futerał. Praca Rolleiflexem , jest bardzo przyjemna - matówkowy wizjer z prowadnicami, jest jasny, chociaż lupa mogłaby być większa, w powojennych modelach to poprawiono, ale ustawianie ostrości bardziej zależy od wzroku fotografa i każda osoba używająca okularów , jak ja, może mieć z tym kłopot.  Ustawianie czasów otwarcia migawki i przysłony realizowane jest dwoma pokrętłami po bokach obiektywów, a wartości ustawionych parametrów widać w okienku od

Forsowanie Fomapan 400@3200

Niedawno, na pewnej fejsbukowej grupie ujawniłem, że zamierzam naświetlić film negatywowy Fomapan 400 , jako czulszy o trzy działki, czyli na ISO 3200 a następnie, wywołać go forsownie do ISO 3200 w wywoływaczu typu Fomadon R09 . Zaraz podniosły się głosy, że: Po pierwsze, Fomapan 400 , nie nadaje się do forsowania. Ciekawe, dlaczego? Odpowiedzi brak! Po drugie, że efekty będą fatalne, że zadymienie, że ziarno, ale brak odnośników do przykładów... Nikt nie podał przykładów owego fatalnego efektu, za to jeden z kolegów, przysłał mi prywatnie link do swojego folderu z tak naświetlonymi i wywołanymi zdjęciami - zastrzegając, że ziarno duże i że nie bardzo podoba mu się rezultat. Mnie jego zdjęcia się bardzo spodobały, więc postanowiłem powtórzyć jego procedurę. Jako uwagę główną, trzeba podać, że puryści uważają wywołanie forsowne za błąd! Według zasad rzemiosła, bo nie sztuki (!!!), negatyw należy naświetlić nominalnie, lub lekko (o pół działki?) prześwietlić i wywołać zgodnie z zalec