Korzystając z pięknej, wiosennej aury, postanowiliśmy odwiedzić ponownie jedną z turystycznych atrakcji Ziemi Łowickiej, a mianowicie Park Romantyczny Arkadia. Specjalnie pojechaliśmy tam poza weekendem, aby uniknąć dużej liczby zwiedzajacych, a także dzięki możliwości odwiedzenia parku z naszym psem.
Tak więc, w słoneczny wtorek, 25 marca 2025 roku, odwiedziliśmy historyczny park Heleny Radziwiłłowej, który powstał w ostatnich dekadach XVIII wieku, jako "angielski", krajobrazowy ogród sentymentalny, później zmieniony, zgodnie z nowymi modami w ogród o charakterze romantycznym. Dzisiaj wyróżnia się zachowanym oryginalnym układem wodnym i architekturą ogrodowych pawilonów - np. klasycystycznej świątyni Diany i innych budowli "programowych" w stylach historyzujących i tych stworzonych w formie sztucznych ruin, a także symbolicznego grobu J.-J. Rousseau, na wyspie topolowej, które pierwotnie miały skłaniać do zadumy nad tajemnicą życia i śmierci. Niestety, ale zachowany starodrzew nie odzwierciedla już pierwotnego układu parku - drzewa są sporo młodsze od samego założenia, a ostatnie egzemplarze, np. pomnikowy dąb, mogące pamiętać czasy świetności ogrodu, właśnie dokonują żywota.
Podczas zwiedzania Arkadii, chłonęliśmy piękno wczesnowiosennej aury i próbowałem sobie odświeżyć wiedzę zdobytą podczas studiów podyplomowych, zwłaszcza, że niedługo czeka mnie poprowadzenie wykładu z zakresu historii osiemnasto- i dziewiętnastowiecznej sztuki ogrodowej, dla słuchaczy kursu aranżacji ogrodów w jednej z prywatnych szkół.
Ale co z fotografią? Na wycieczkę wziąłem ze sobą dwa aparaty. Pierwszy z nich to moja ulubiona Leica Standard, tym razem, po raz pierwszy z oryginalnym Elmarem 3,5/50 z 1935 roku. Drugim był średnioformatowy TLR Ricoh Diacord. Oba załadowane Fomapanem 200 w wersjach małoobrazkowej 135 i średnioformatowej 120. Użycie jednakowej czułości materiałów uprościło pomiar światła, a warunki były naprawdę świetne i raczej stałe, ze względu na brak wyraźnego zachmurzenia.
Zachowywałem się, jak przeciętny, fotografujący turysta (pomimo tego, że park jest mi dobrze znany, postępowałem bez zarysowanego planu) próbujący robić zdjęcia w miejscach, które wydają się mu atrakcyjne, ze względu na motyw i ciekawe oświetlenie - tak, jakbym widział je po raz pierwszy w życiu. Pod wpływem impulsu i bieżących emocji, kierowałem obiektywy moich aparatów, głównie w kierunku parkowych budowli i wody omijając, jako główne motywy, nieulistnione jeszcze po zimie, drzewa. Świadomie ominąłem też jedną z głównych atrakcji parku, kamienny łuk, który ze względów bezpieczeństwa zwiedzających, został zagrodzony płotkiem.
Efektów z aparatu Ricoh Diacord spodziewałem się. Powinny być technicznie dobre - obiektyw jest sprawdzony, ma powłoki antyodblaskowe i został dodatkowo uzbrojony w filtr żółty nr 2. O wiele większą tajemnicą był dla mnie oryginalny Leitz Elmar 3,5/50. Postanowiłem pozostawić go bez filtra, korzystając z jego oryginalnej, niepowlekanej optyki. Nie użyłem również dalmierza ustawiając, tak jak najbardziej lubię, ostrość strefową, przy użyciu wyłącznie przysłony o wartości 6,3. Uzyskane efekty bardzo mi się podobają, co przekonuje mnie do szerokiego stosowania tego obiektywu w moim przyszłym fotografowaniu. Mam do kompletu zarówno oryginalne, wkręcany filtr żółty nr 2, nakładany filtr Anty UV i Duto, oraz kilka innych, stosowanych przeze mnie wcześniej z radzieckim Industarem-22, które również zostaną użyte w razie potrzeby. Pełniejsza recenzja, a raczej opis wrażeń z użycia tego obiektywu z pierwszą rolką filmu znajdzie się tu na blogu wkrótce - w nowym artykule.
Zapraszam również, do zaglądania tam!
Poniżej fotka, którą zrobiła mi Kasia i kilka zdjęć z Parku Arkadia, których nie opiszę, albowiem wszystko jest już w tekście powyżej, a format zdradza, którym z aparatów zostały wykonane:
Komentarze
Prześlij komentarz