Tytułowy, radziecki Voigtlander, to oczywiście Lubitel-2. Zarówno wersja bakelitowego Voigtlander Brillant V6 pseudo TLR, jak i późniejsza wersja Brillant V6 Focussing, doczekały się radzieckich kopii. Pierwszą z nich był GOMZ Komsomolec, drugą zaś LOMO Lubitel, o czym pisałem już wcześniej.
Kiedy pojawił się u mnie oryginalny, bakelitowy Voigtlander Brillant V6 w wersji z 1937/1951 roku, kolega znany, między innymi, z kapitalnego bloga o fotografii, zaproponował, że podaruje mi swojego Lubitela. Oczywiście, chętnie przyjmę wszystko, co wiąże się z tradycyjną fotografią, a w szczególności sprawne aparaty i tą drogą przekazuję mu wyrazy głębokiej wdzięczności, albowiem aparat nie tylko jest sprawny, ale również uzyskałem z niego bardzo przyjemne, technicznie i nie tylko, zdjęcia.
Aparat Lubitel-2, jako się rzekło, jest klonem niemieckiego Voigtlandera Brillant V6 Focussing i widać to, już na pierwszy rzut oka. W odróżnieniu do poprzedniej wersji Brillant V6, ma on sprzężone, za pomocą zębatki, oba (celowniczy i zdjęciowy) obiektywy, co czyni go funkcjonalnie lustrzanką dwuobiektywową. Został wyposażony w obiektyw zdjęciowy T-22 4,5/75, który jest trypletem. Tego samego rodzaju obiektywy, ale o ogniskowej 45 mm były stosowane również w pierwszych powojennych aparatach Smena. Cechuje je niezła ostrość i ładna plastyka, zwłaszcza po przymknięciu przysłony do wartości 5,6 i 8. Aparat ma migawkę centralną, z zakresem czasów 1/15-1/250 s i B, wyposażoną również w samowyzwalacz - znaną z aparatów Smena. Jest również gniazdo synchronizacji z lampami błyskowymi i gniazdo dla wężyka spustowego. Aparat nie posiada licznika klatek, ani blokady podwójnej ekspozycji. Wizjer w formie kominka z dużym celownikiem lustrzanym, jest wyposażony w małą, rozkładaną lupkę i coś w rodzaju rastra, do precyzyjnego ustawiania ostrości. Mój egzemplarz nie ma futerału, ani zestawu dwóch filtrów przechowywanych we wbudowanej w boczną ściankę kasetce. Nie ma też metalowych klamerek do zawieszenia paska, ale to chyba łatwo dorobić.
To jest prosty i tani aparat, dla młodzieży i amatorów, trudno więc porównywać go do profesjonalnego sprzętu i nie zamierzam tego robić. Ale rzuciły mi się w oczy pewne wady, które z obowiązku powinienem opisać. Pierwsza, to niewygodne rozmieszczenie dźwigni ustawień czasu migawki i przysłony. Druga to zbyt bliskie, po naciągnięciu migawki, wzajemne położenie dźwigni naciągu i spustu migawki, które może powodować pomyłki, np. mimowolne blokowanie dźwigni naciągu podczas wykonywania zdjęcia itp. Trzecia, to zbyt mała lupka celownicza i matowy "niby raster"/krążek na środku wizjera, który jednak nie pozwolił mi na precyzyjne ustawienie ostrości w jednym z kadrów. Oczywiście, z pokorą przyjmę sugestię, że to moje starcze oczy były przyczyną niepowodzenia, jak w przypadku zdjęć ze Starta-66. Pomijając cechy, które mogłem określić jako wady, udało mi się uzyskać kilka przyjemnych kadrów, zapewne dzięki świetnym warunkom oświetleniowym, na jakie w większości trafiłem.
Wszystkim, którzy nie poszukują w fotografii na filmie "tego samego, co w cyfrowej, tylko na filmie"*, szczerze polecam ten prosty aparat. Jego niewątpliwą zaletą jest niewielka masa i średni format 6x6, przy całkiem przyzwoitej, jak na młodzieżowy aparat, optyce. Jest ich wciąż sporo na rynku, więc można znaleźć takie w niezbyt wysokiej cenie. Aparat pozwoli bawić się fotografią tradycyjną, jak to wyglądało dziesiątki lat temu, kiedy młodzież zajmowała się tym w szkolnych kółkach zainteresowań - samodzielnie określając warunki oświetleniowe, parametry ekspozycji, wybierając odpowiednie kadry, następnie wywołując w koreksie błony i filmy, a w końcu wykonując w ciemni, pod powiększalnikiem, powiększenia na papierze, bo właśnie na tym polega ta cała zabawa w fotografowanie starymi aparatami...
Zapraszam na mój Instagram i w inne miejsca w sieci!
Tutaj link do short video na moim kanale YouTube.
Poniżej widok aparatu i zdjęcia z pierwszej, testowej rolki błony Fomapan 400, wykonane aparatem Lubitel-2 w kolejności odwrotnej o tej na błonie - zdjęcie ostatnie, czyli pierwsze, ma nietrafioną ostrość:
Komentarze
Prześlij komentarz