Przejdź do głównej zawartości

W cieniu legendy - Lordomat i Lordox

Kolega Robert, kolekcjoner aparatów, udostępnił mi do testów dwa, ciekawe i u nas raczej mało znane, aparaty - Lordomat i Lordox. Oba pochodzą z lat 50. wyprodukowane zostały w niemieckiej firmie Leidolf w Wetzlar, mieście w którym powstał najsłynniejszy chyba na świecie małoobrazkowy aparat fotograficzny - Leica. Nie wiem, na ile zasadne jest moje przypuszczenie, że bliskość wytwórni Ernsta Leitza w Wetzlar, nie pomagała w popularyzacji, aparatów i optyki, produkowanych po sąsiedzku w firmie Leidolf, która wyraźnie chciała się odróżnić, od wielkiego konkurenta. Przyjrzyjmy się bliżej aparatom Leidolf - Lordomat i Lordox.

Pierwszy z nich, to zaawansowany aparat dalmierzowy z wymienną optyką. Przy pierwszym kontakcie zwraca uwagę charakterystyczny, nietypowy design i bardzo wysoka jakość wykończenia aparatu. Aparat zaprojektowany i wykonany jest bardzo starannie z wielką dbałością o szczegóły.
Od legendy odróżnia się między innymi:
- zastosowaną migawką centralną Prontor-SVS - 1/300, 1/100, 1/50/, 1/25, 1/10, 1/5, 1/2, 1s i B.
- dalmierzem o szerokiej bazie około 65 mm, zintegrowanym z wizjerem,
- nietypową dźwignią naciągu, a także,
- zupełnie unikalnym systemem mocowania wymiennych obiektywów.

Migawki centralne, mają opinię bardziej trwałych i mniej zawodnych, od roletowych migawek szczelinowych, w których m. in. tkanina rolet dość szybko ulega degradacji i wymaga wymiany. Poza tym, nie mają wad polegających na deformacji obrazu obiektów poruszających się zgodnie i przeciwnie, do ruchu szczeliny migawki.
Zintegrowany z wizjerem dalmierz o szerokiej bazie, do swoich aparatów Contax, wprowadziła firma Zeiss Ikon już przed II Wojną, jednak "kultowe" aparaty Leica posiadały wtedy jeszcze osobny wizjer do kadrowania i osobny wizjer dalmierza o bazie około 37,5 mm. Zintegrowany z dalmierzem wizjer, Leitz zastosował w aparatach Leica M3 w 1954 roku.
Dźwignia naciągu filmu, jednocześnie naciąga migawkę. Zaprojektowana jest jednak odmiennie, niż większość znanych nam dźwigni naciągu, uruchamianych kciukiem prawej dłoni, bo wymaga podwójnego ruchu "do siebie". Jest to prostsze i szybsze niż naciąg gałką, jak w Leice starego typu, jednak mniej intuicyjne i wygodne, niż szybki naciąg dźwignią, jaki znamy z aparatów Leica M, Zorki K, czy większości lustrzanek, począwszy od aparatów znanych po naszej stronie Żelaznej Kurtyny, Zenit 3, Praktica Nova, czy L. Oczywiście, to specyficzna cecha tych aparatów, która ich nie dyskwalifikuje, bo do dźwigni "dwa razy do siebie" można się przyzwyczaić i ją polubić.
Firma Leidolf była wcześniej znana z produkcji soczewek dla mikroskopów, więc można spodziewać się również, że wyprodukowane przez nią obiektywy do własnych aparatów, będą na wysokim poziomie. Miałem przyjemność robić zdjęcia Lordomatem z trzema obiektywami: standardowym Lordonar 2.8/50, szerokokątnym Schacht-Travetar 3,5/35 i obiektywem tele  Schacht-Lordonar 4/135. O ile fotografowanie aparatem dalmierzowym z obiektywem standardowym, jest szybkie i wygodne, o tyle zastosowanie innych ogniskowych już takie nie jest, bowiem wymaga użycia dodatkowego wizjera do kadrowania - stąd, moim zdaniem, wynika popularność aparatów lustrzanych SLR, w których w jednym wizjerze nastawiamy ostrość i kadrujemy, niezależnie od użytej ogniskowej. Robert użyczył mi rewolwerowy celownik produkcji radzieckiej, dzięki czemu mogłem skorzystać z niestandardowych ogniskowych. Trzeba tutaj zwrócić uwagę, na nietypowy system mocowania obiektywów. Mocowanie Leidolf Lordomat, w niczym nie przypomina znanych gwintów M39 (LTM) i M42, ani mocowania bagnetowego Exakta i późniejszych. Obiektywy wymienne do aparatu Lordomat mają w kołnierzu mocowania, specjalne wycięcie i bolec, które muszą trafić w ich prowadnice mocowania w aparacie, następnie obiektyw dokręca się za pomocą specjalnego pierścienia mocującego. Kiedyś denerwował mnie brak standaryzacji w tym względzie i cieszyło rozpowszechnienie, przynajmniej po naszej stronie Żelaznej Kurtyny, standardów M39 i M42, pozwalających na szerszą wymianę obiektywów, niż tylko wewnątrz jednej marki. Moim zdaniem, zamknięcie się firmy Leidolf w nietypowych i udziwnionych nieco jednak, rozwiązaniach, mogło przyczynić się do małego zainteresowania tymi produktami i jej bankructwa w latach 60.

Drugi aparat nazywa się Lordox i pomimo czarnej, lakierowanej wersji frontu,wizualnie, bardzo przypomina poprzedni - to dwa sprzęty z tej samej deski projektanta. Lordox jest jednak prostszy, bo wyposażony w celownik lunetkowy bez dalmierza i niewymienny obiektyw Triplon 2.8/50 oprawiony również w migawce centralnej Prontor-SVS. Lordox jest bardzo przyjemny i szybki w użyciu i równie ładnie wykończony. Ciekawe i wygodne, jest sprzężenie czasów migawki z nastawą przysłony, czyli możemy zmieniać ustawienie przysłony i czasu otwarcia migawki razem, zachowując stałą wartość EV. Ale te parametry, można również ustawiać osobno.

Końcowa opinia i zdjęcia:
Żaden z tych aparatów, nie został wyposażony w samowyzwalacz. Oba posiadają gniazda synchronizacji lampy błyskowej i mają możliwość podłączenia wężyka spustowego. I tutaj kolejne zdziwienie, albowiem w Lordoxie spust migawki i gniazdo wężyka spustowego są zintegrowane, a w Lordomacie są rozdzielone, z tym, że gniazdo wężyka jest w tym samym miejscu, co spust migawki w Lordoxie, a spust migawki w Lordomacie, jest niżej. Robiąc zdjęcia naprzemiennie, jednym i drugim aparatem, robiłem często pomyłki, próbując wyzwolić migawkę i naciskając "nie ten guzik" co trzeba. Oczywiście - sprawa drobna, do przyzwyczajenia się - tylko w ogóle nie wiem, czemu ma służyć rozdzielenie tych spustów w Lordomacie?

Na tym chyba powinienem zakończyć narzekania, bo zarówno Lordox, jak i Lordomat, są bardzo przyjemne i wygodne w użyciu. Dzięki zdejmowanej tylnej klapce, o wiele prostszy i wygodniejszy jest w nich załadunek filmu, niż u renomowanej konkurencji z Wetzlar, czyli w aparatach Leica. Spodziewałem się bardziej wyraźnej plamki dalmierza w Lordomacie - jest mniej wyraźna, niż w moim FED-2 pochodzącym z podobnego czasu, podobnie wyraźna do plamki w moich, przynajmniej o 10 lat nowszych Zorki-4. Wymiana obiektywów w Lordomacie, jest dość prosta i szybka, ale nie robiłem tego w plenerze.

Czy spodziewałem się nieco lepszego obiektywu w aparacie Lordox? Przecież, to prosty tryplet i nie należało oczekiwać więcej, niż oferuje - uzyskane zdjęcia bardzo mi odpowiadają i są bardzo dobre, jak na uzyskane z popularnego aparatu nieco wyższej klasy, poprawne i przyjemne w rysunku. Moje wygórowane oczekiwania z nawiązką spełniła wymienna optyka aparatu Lordomat - zarówno standardowy Lordonar 2.8/50, jak i szerokokątny Schacht-Travetar 3,5/35 i długoogniskowy Schacht-Lordonar 4/135. Bardzo podoba mi się uzyskana ostrość, plastyka i rozmycie tła. Praca z aparatem dalmierzowym i niestandardowymi obiektywami, jest pewnego rodzaju wyzwaniem - wymaga uwagi, nabrania wprawy i doświadczenia. Zwłaszcza dotyczy to teleobiektywu - nastawy ostrości dokonujemy w standardowym wizjerze, ale do ostatecznego kadrowania musimy użyć dodatkowego wizjera, dochodzi zwiększony błąd paralaksy mimo kompensacji wizjera. Robiąc zdjęcia z ręki, potrzebujemy użyć możliwie krótkiego czasu migawki - migawka Prontor-SVS oferuje 1/100 i 1/300 s do tego celu.

Reasumując, miałem ogromną przyjemność z pracy obydwoma aparatami i z obcowania z ich pięknymi formami i wykończeniem. Jestem również zadowolony z uzyskanych rezultatów.

Wszystkie zdjęcia wykonałem na filmie Fomapan400, wywołałem w Fomadonie R09 w rozcieńczeniu 1+50, temperaturze 20 stopni Celsjusza, 19 min. agitacja 10 s, co 5 min. Skany w profesjonalnym labie, skanerem NORITSU KOKI.

PS: Do pomiaru światła i parametrów ekspozycji, niektórych zdjęć Lordomatem z użyciem obiektywu standardowego, zastosowałem mocowany na zimnej stopce światłomierz Yashica, również z kolekcji Roberta, i te zdjęcia okazały się być nieco niedoświetlone w porównaniu z tymi, które mierzyłem aplikacją Light Meter, na moim smartfonie.

Zapraszam do odwiedzania moich innych miejsc w sieci.

Poniżej wspólne zdjęcie obu aparatów wraz z pełnym akcesorium użytym do zaprezentowania na blogu i przykładowe zdjęcia wykonane tymi aparatami:
- 5 zdjęć zrobionych przy użyciu obiektywu Schacht-Travetar 3,5/35 - Lordomat
- 6 zdjęć przy użyciu standardowego Lordonar 2.8/50 - Lordomat
- 4 zdjęcia, próby teleobiektywu Schacht-Lordonar 4/135 - Lordomat
- 8 ostatnich zdjęć, to przykłady z użyciem standardowego, niewymiennego obiektywu Triplon 2.8/50 - Lordox






























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czy Smena 8, to "s**t camera"?

Na fejsbukowych forach i grupach, poświęconych fotografii analogowej, spotykam częste opinie, że radzieckie aparaty fotograficzne, Lubitel , Zenit , a w szczególności Smena , są nic nie wartym złomem i nie należy w ogóle brać ich pod uwagę w wyborze sprzętu do fotografii na filmie. Czy to prawda? Co ja o tym sądzę? Przede wszystkim, najpierw, zastanawiając się nad tym, czy w ogóle zająć się fotografią na filmie, powinniśmy wiedzieć, czego szukamy w tej dziedzinie. Mój wybór jest prosty: nie zamierzam robić zdjęć najlepszych na świecie, nie zamierzam równać się z fotograficznymi sławami, chcę robić swoje zdjęcia, po swojemu , chcę bawić się fotografią, podobnie, jak bawiłem się w czasach mojego dzieciństwa i młodości, próbując, najlepiej jak potrafię, przekazać emocje i treści, które ważne są, dla mnie, dzisiaj . Radzieckie aparaty fotograficzne, były nieodłączną częścią tamtej rzeczywistości. Dla niektórych z nas, w biednych czasach Żelaznej Kurtyny, radziecki aparat Zenit , był szcz

Rolleiflex!!! Czyli: My TLR Story #10

Kultowy aparat w moich rękach! Moim marzeniem, było móc robić zdjęcia tym aparatem, albo którymś modelem z tej wytwórni. Zawsze aparaty Rolleiflex i Rolleicord , były poza moim zasięgiem. Kilka tygodni temu, pojawiła się możliwość długoterminowego wypożyczenia przedwojennego Rolleiflexa . To Rolleiflex Automat 6x6 - Model RF 111A z obiektywem Carl Zeiss Jena Tessar 3.5/75 ( Rolleiflex Automat Model 2 i tutaj ) z 1938 roku!  Aparat, pomimo słusznego wieku, jest w pięknym stanie i w stu procentach sprawny! Ma również piękny, skórzany futerał. Praca Rolleiflexem , jest bardzo przyjemna - matówkowy wizjer z prowadnicami, jest jasny, chociaż lupa mogłaby być większa, w powojennych modelach to poprawiono, ale ustawianie ostrości bardziej zależy od wzroku fotografa i każda osoba używająca okularów , jak ja, może mieć z tym kłopot.  Ustawianie czasów otwarcia migawki i przysłony realizowane jest dwoma pokrętłami po bokach obiektywów, a wartości ustawionych parametrów widać w okienku od

Forsowanie Fomapan 400@3200

Niedawno, na pewnej fejsbukowej grupie ujawniłem, że zamierzam naświetlić film negatywowy Fomapan 400 , jako czulszy o trzy działki, czyli na ISO 3200 a następnie, wywołać go forsownie do ISO 3200 w wywoływaczu typu Fomadon R09 . Zaraz podniosły się głosy, że: Po pierwsze, Fomapan 400 , nie nadaje się do forsowania. Ciekawe, dlaczego? Odpowiedzi brak! Po drugie, że efekty będą fatalne, że zadymienie, że ziarno, ale brak odnośników do przykładów... Nikt nie podał przykładów owego fatalnego efektu, za to jeden z kolegów, przysłał mi prywatnie link do swojego folderu z tak naświetlonymi i wywołanymi zdjęciami - zastrzegając, że ziarno duże i że nie bardzo podoba mu się rezultat. Mnie jego zdjęcia się bardzo spodobały, więc postanowiłem powtórzyć jego procedurę. Jako uwagę główną, trzeba podać, że puryści uważają wywołanie forsowne za błąd! Według zasad rzemiosła, bo nie sztuki (!!!), negatyw należy naświetlić nominalnie, lub lekko (o pół działki?) prześwietlić i wywołać zgodnie z zalec