Przejdź do głównej zawartości

Zweiformat

"Zweiformat", czyli aparat fabrycznie przystosowany, do wykonywania zdjęć w dwóch różnych formatach, na jednym typie błony, czy filmu.

W mojej mini kolekcji, mam takie dwa aparaty, które zostały fabrycznie przystosowane, do wykonywania zdjęć w dwóch różnych formatach. Oba, są aparatami mieszkowymi, składanymi, przystosowanymi do pracy z błoną zwojową typu 120. To Welta Belfoca II z około 1958 roku i Voigtlander Bessa z 1937.

Belfoca II z migawką Junior (T, B, 1/25, 1,50, 1/100) i obiektywem Ernst Ludwig Meritar 4.5/105, przystosowany do wykonywania 8. zdjęć w formacie 6x9, a przy użyciu specjalnej, wewnętrznej wkładki, 12. zdjęć w formacie 6x6.

Voigtlander Bessa z migawką AGC - Alfred Gauthier Calmbach (T, B, 1/25, 1/50, 1/100, 1/125) i obiektywem Voigtar Anastigmat 6.3/105, przystosowany do wykonywania 8. zdjęć w formacie 6x9, a przy użyciu specjalnej, wewnętrznej wkładki, 16. zdjęć w formacie 6x4.5.

Jak to zwykle, ze starymi aparatami, bywa - zarówno w Belfoce II, jak i Voigtlanderze Bessie, brakowało tych specjalnych wkładek - zostały, dawno temu, zagubione, zanim jeszcze aparaty trafiły w moje ręce. Z początku, nie przeszkadzało mi to. Robiłem nimi, po 8 zdjęć formatu 6x9, a skany z negatywów, które prezentowałem w necie, wykonywano mi w profesjonalnym labie. Z biegiem czasu, powstał pomysł, aby odtworzyć moją ciemnię i wykonywać zdjęcia głównie w tzw. średnim formacie - najpierw negatyw, następnie powiększenia na papierze, wykonywane samodzielnie, we własnej, domowej ciemni. Do tego chciałem również wykorzystać dwa, wyżej wspomniane, aparaty mieszkowe. Są lekkie i poręczne w transporcie, a także mają naprawdę fajne obiektywy. Ale jest jeden problem - mój powiększalnik Meopta Opemus 5, jest przystosowany do negatywów o maksymalnym formacie 6x6. Postanowiłem więc, przywrócić aparatom ich zagubione funkcje.

Najpierw Belfoca II - pomierzyłem miejsce, dla umieszczenia wkładki, narysowałem w programie CAD projekt, a dobry kolega wydrukował wkładkę w 3D z czarnego plastiku. Bardzo ładnie, ale prawdopodobnie, mój pomiar był trochę niedokładny - i tak musiałem korygować wymiar ręcznie i skorzystać z czarnej taśmy izolacyjnej, jednak wkładka działa znakomicie! Uzyskałem zdjęcia w formacie 6x6!

Po dłuższym czasie, przyszła pora na Voigtlandera Bessę. Zrobiłem wkładkę maskującą do formatu 6x4.5 z kartonu, wklejając ją czarną taśmą izolacyjną. Pierwsza próba z filmem okazała się prawie całkowitą porażką. Oprócz standardowych rozmyć z powodu poruszenia aparatu, zobaczyłem ogromne zaświetlenia wynikłe z jakichś niezidentyfikowanych przecieków światła do wnętrza aparatu. Wcześniej, podobne, lecz mniej dramatyczne zaświetlenia, pojawiały się również, czasami wystarczyło nieco wykadrować obraz. Tym razem, rozbłyski zniszczyły kompletnie większość kadrów. Przecież, wielokrotnie oglądałem, zarówno mieszek, jak i puszkę aparatu, pod silne światło halogenu i niczego nie znalazłem! Ale zaświetlenia są faktem - jakaś dziura musi być! Zacząłem szukać, po raz n-ty! Analizowałem kształt i miejsce rozbłysków i ... JEST! Brakuje jednego nita! W górnym lewym/prawym (zależy od której strony patrzymy) rogu komory, w której składa się mieszek. Dlaczego tego wcześniej nie zauważyłem? Pewnie słabo szukałem. Szukałem nieszczelności mieszka i nieszczelności, na zamknięciu i zawiasie tylnej klapy. Dlaczego teraz przecieki światła ujawniły się aż tak dramatycznie? Bo żeby ochronić okienko w tylnej klapie, przed silnym światłem, podczas przesuwania filmu kierowałem obiektyw bardziej ku słońcu, a wtedy światło wpadało przez otwór po nicie, na niezwiniętą na szpulkę odbiorczą, cześć naświetlonego filmu - prawie dokładnie na środek naświetlonego właśnie kadru! Mając nadzieję, że to jedyna dziura, będąca powodem pasożytniczych rozbłysków, zakleiłem ją i zrobiłem kolejną próbę: Aparat, jest szczelny!!!

Warto powiedzieć, z czym trzeba się liczyć, korzystając z formatów 6x6 i 6x4.5, mając obiektyw o stałej ogniskowej 105 mm, czyli standardowej, dla formatu 6x9. No i jak w ogóle pracuje się tak przerobionymi aparatami?

Belfoca II ma bardzo fajny obiektyw Meritar 4.5/105, który przy formacie 6x6 staje się jakby krótką "portretówką" - przy przysłonie 4.5, głębia ostrości staje się bardzo płytka, a aparat nie ma wbudowanego dalmierza - przy pomiarze odległości "na oko", łatwo można nie trafić z ostrością w punkt, jednak celowanie i kadrowanie z wbudowanym celownikiem lunetkowym z ustawieniem 6x6, jest przyjemne i dokładne.

Dla Voigtlandera Bessa, standardowy obiektyw Voigtar 6.3/105, po zmianie formatu z 6x9 na 6x4.5, staje się o wiele dłuższy w stosunku, do zmniejszonego o połowę formatu. To znakomita ogniskowa, do portretów, ale przy przysłonie 6.3, głębia ostrości jest krótka i trzeba bardzo uważać z kadrowaniem i szacowaniem odległości, bo bardzo łatwo jest, nie trafić z ostrością w punkt. Zwłaszcza, że obiektyw ma ustawianie ostrości strefowe: "Portrat", "Gruppe" i "Landschaft" z orientacyjnymi odległościami granicznymi tych stref, podanymi w metrach. Kadrowanie odbywa się optycznym, składanym celownikiem i/lub celownikiem typu "Brillant" - niestety, by mieć pewność precyzyjnego kadrowania, trzeba nabrać wprawy i doświadczenia. Wykonywanie zdjęć "z ręki", przy czasach migawki 1/50 i 1/25 s łatwo powoduje poruszenie i rozmycie, czyli powinniśmy używać statywu.

Podsumowując:
Podobają mi się uzyskane efekty uzyskane zarówno z Belfoca II, jak i Voigtlandera Bessa, oczywiście z zastrzeżeniami, które podałem wyżej. Bessa ma znakomity trójsoczewkowy obiektyw anastygmat Voigtar, bez powłok antyodblaskowych, ale ostry i pozwalający uzyskać plastyczne obrazy w "przedwojennym stylu". Po prostu muszę nauczyć się go wykorzystywać. Podobnie Meritar, nieco jaśniejszy i z powłokami przeciwodblaskowymi, ale to wciąż prosty tryplet anastygmat i wykonane nim zdjęcia, mają "klasyczny look". Pozostaje nauczyć się nimi pracować i ... Wreszcie uruchomić moją ciemnię!

(Poniżej:
Belfoca II z około 1958 roku,
Voigtlander Bessa z 1937 roku,
slideshow - zdjęcia wykonane aparatem Belfoca II w formacie 6x9,
slideshow - zdjęcia wykonane aparatem Belfoca II w formacie 6x6,
slideshow - zdjęcia wykonane aparatem Belfoca II w formacie 6x6,
slideshow - zdjęcia wykonane aparatem Voigtlander Bessa w formacie 6x9 - niektóre wykadrowane,
slideshow - zdjęcia wykonane aparatem Voigtlander Bessa w formacie 6x4.5 - pierwsze podejście, czyli porażka,
slideshow - zdjęcia wykonane aparatem Voigtlander Bessa w formacie 6x4.5 - drugie podejście.)



 
 
 
 
 
 
 
 




Zapraszam też na instagram:
instagram.com/robhosailor/






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czy Smena 8, to "s**t camera"?

Na fejsbukowych forach i grupach, poświęconych fotografii analogowej, spotykam częste opinie, że radzieckie aparaty fotograficzne, Lubitel , Zenit , a w szczególności Smena , są nic nie wartym złomem i nie należy w ogóle brać ich pod uwagę w wyborze sprzętu do fotografii na filmie. Czy to prawda? Co ja o tym sądzę? Przede wszystkim, najpierw, zastanawiając się nad tym, czy w ogóle zająć się fotografią na filmie, powinniśmy wiedzieć, czego szukamy w tej dziedzinie. Mój wybór jest prosty: nie zamierzam robić zdjęć najlepszych na świecie, nie zamierzam równać się z fotograficznymi sławami, chcę robić swoje zdjęcia, po swojemu , chcę bawić się fotografią, podobnie, jak bawiłem się w czasach mojego dzieciństwa i młodości, próbując, najlepiej jak potrafię, przekazać emocje i treści, które ważne są, dla mnie, dzisiaj . Radzieckie aparaty fotograficzne, były nieodłączną częścią tamtej rzeczywistości. Dla niektórych z nas, w biednych czasach Żelaznej Kurtyny, radziecki aparat Zenit , był szcz

Rolleiflex!!! Czyli: My TLR Story #10

Kultowy aparat w moich rękach! Moim marzeniem, było móc robić zdjęcia tym aparatem, albo którymś modelem z tej wytwórni. Zawsze aparaty Rolleiflex i Rolleicord , były poza moim zasięgiem. Kilka tygodni temu, pojawiła się możliwość długoterminowego wypożyczenia przedwojennego Rolleiflexa . To Rolleiflex Automat 6x6 - Model RF 111A z obiektywem Carl Zeiss Jena Tessar 3.5/75 ( Rolleiflex Automat Model 2 i tutaj ) z 1938 roku!  Aparat, pomimo słusznego wieku, jest w pięknym stanie i w stu procentach sprawny! Ma również piękny, skórzany futerał. Praca Rolleiflexem , jest bardzo przyjemna - matówkowy wizjer z prowadnicami, jest jasny, chociaż lupa mogłaby być większa, w powojennych modelach to poprawiono, ale ustawianie ostrości bardziej zależy od wzroku fotografa i każda osoba używająca okularów , jak ja, może mieć z tym kłopot.  Ustawianie czasów otwarcia migawki i przysłony realizowane jest dwoma pokrętłami po bokach obiektywów, a wartości ustawionych parametrów widać w okienku od

Forsowanie Fomapan 400@3200

Niedawno, na pewnej fejsbukowej grupie ujawniłem, że zamierzam naświetlić film negatywowy Fomapan 400 , jako czulszy o trzy działki, czyli na ISO 3200 a następnie, wywołać go forsownie do ISO 3200 w wywoływaczu typu Fomadon R09 . Zaraz podniosły się głosy, że: Po pierwsze, Fomapan 400 , nie nadaje się do forsowania. Ciekawe, dlaczego? Odpowiedzi brak! Po drugie, że efekty będą fatalne, że zadymienie, że ziarno, ale brak odnośników do przykładów... Nikt nie podał przykładów owego fatalnego efektu, za to jeden z kolegów, przysłał mi prywatnie link do swojego folderu z tak naświetlonymi i wywołanymi zdjęciami - zastrzegając, że ziarno duże i że nie bardzo podoba mu się rezultat. Mnie jego zdjęcia się bardzo spodobały, więc postanowiłem powtórzyć jego procedurę. Jako uwagę główną, trzeba podać, że puryści uważają wywołanie forsowne za błąd! Według zasad rzemiosła, bo nie sztuki (!!!), negatyw należy naświetlić nominalnie, lub lekko (o pół działki?) prześwietlić i wywołać zgodnie z zalec