TLR - twin lens reflex, czyli lustrzanka dwuobiektywowa.
Przez wielu fotografów uważany, za najlepszy typ aparatu, do wielu zastosowań profesjonalnych i amatorskich. Najczęściej kojarzy się z kultowym przedmiotem pożądania, niemieckim aparatem Rolleiflex firmy Franke & Heidecke z Brunszwiku. Podstawową zaletą lustrzanek dwuobiektywowych, miał być celownik, zawsze gotowy do kadrowania, natychmiast po otwarciu kominka oraz ostrzenie jednoczesne obiektywu celowniczego i zdjęciowego np. właśnie jak w aparatach Rolleiflex, przez wysuwanie czołówki z dwoma obiektywami. Dawało to przewagę, nad ówczesnymi lustrzankami jednoobiektywowymi 6x6, które nie dysponowały tzw lustrem powrotnym - celowanie i kadrowanie mogło odbywać się w nich zwykle dopiero po naciągnięciu migawki i otwarciu lustra, a zrobienie zdjęcia wymagało czasami ręcznego zamknięcia lustra, albo lustro zamykało się automatycznie przed strzałem, ale do kadrowania kolejnego zdjęcia, ponowne otwarcie lustra wymagało naciągnięcia migawki. Wady lustrzanek dwuobiektywowych, to spory ciężar, niewymienna optyka, ale od tej reguły są wyjątki, a dwa obiektywy są droższe, niż jeden. No i tzw. "błąd paralaksy" - istotny przy zdjęciach z bliska.
Podczas moich studiów w Pracowni Fotografii, m. in. dostałem do wykonania następujące studenckie ćwiczenie: Wykonać, na negatywie 6x6, zdjęcie architektury - wedutę - następnie powiększenie w formacie 50x50 cm (taki był podstawowy format podania projektów na Wydziale Wzornictwa Przemysłowego warszawskiej ASP) nakleić je na twardy, np. tekturowy podkład, dodać warstwę kalki technicznej formatu 50x50 cm z wykreślonymi liniami perspektywicznymi, wskazując różnice pomiędzy perspektywą uzyskaną dzięki obiektywowi aparatu, a perspektywą wykreślną.
"Wykonać, na negatywie 6x6, zdjęcie architektury" ... Pracownia dysponowała chyba jednym egzemplarzem aparatu w formacie 6x6. Był to Pentacon Six TL, świetna i delikatna lustrzanka jednoobiektywowa produkcji NRD. Studentów na roku było około dwadzieściorga, czyli dziesięcioro w grupie i prawie wszyscy chętni, by skorzystać właśnie z tego aparatu. Poprosiłem o pomoc swojego Ojca, który od kolegi z pracy, pożyczył dla mnie, specjalnie do wykonania tego ćwiczenia, aparat Rolleicord (nie pamiętam, który model, jeden z ostatnich wtedy chyba) - nieco tańszy i prostszy od kultowego Rolleiflexa.
Pierwszy raz w życiu, miałem w ręku tak luksusowy przedmiot! Jakość zaprojektowania, wykonania oraz użytych materiałów, były naprawdę, na najwyższym poziomie. Chociażby, sposób otwierania i zamykania kominka - bez użycia siły, bezgłośny, bez zacinania się. Wszystkie elementy aparatu były wykonane perfekcyjnie. Skórzany futerał, równie pięknie wykonany! Trudno mi dokładnie opisać moje ówczesne wrażenia - byłem, po prostu, zachwycony, zakochany w tym aparacie od pierwszego wejrzenia! Taki aparat chciałbym mieć! Ojciec wtedy mi mówił: "Tak, jest naprawdę fajny, ale zważ go w ręku i zastanów się, czy chciałbyś go nosić podczas górskiej wycieczki?" Oczywiście! Rolleicord wraz ze skórzanym futerałem ważył nieco ponad 1 kg, kiedy Leica Standard używana przez Ojca ważyła niewiele ponad pół kilo. Rolleicord, miał jednak piękną, zmniejszającą nacisk na szyję, wygodną nakładkę - rozszerzenie skórzanego paska w okolicy karku. No i, to jednak zupełnie inna klasa wykonywanych zdjęć! Średni format, klatka 6x6 i doskonały obiektyw Zeiss Tessar 3.5/75 (?) dają o wiele większe możliwości uzyskania wysokiej jakości, dużych powiększeń! Wymagane, przez studenckie ćwiczenie, powiększenie 50 x 50 cm było naprawdę łatwo osiągnąć.
Nie pamiętam, ile zdjęć wtedy zrobiłem. Jedną rolkę, może dwie? Niedawno, w strzępach archiwum, znalazłem jeden z wykonanych wtedy negatywów. Prawdopodobnie jeden z tych, które zostały przeze mnie odrzucone. Przedstawia perspektywę ulicy Profesorskiej w Warszawie, widzianą od strony ulicy Józefa Hoene-Wrońskiego, czyli bardzo bliskie sąsiedztwo naszego Wydziału. Widocznie, podczas wykonywania zdjęcia uniosłem nieco obiektyw i linie pionowe, zwłaszcza te po prawej stronie kadru, wyraźnie się pochylają, dlatego, na pewno wybrałem inny negatyw. Pamiętam, że zdjęcie wykorzystane w ćwiczeniu, pod względem poprawności perspektywy, było lepsze.
***
Pierwszą i nadal jedyną lustrzanką dwuobiektywową 6x6 w mojej maleńkiej kolekcji, jest Start-B, wyprodukowany w Polsce przez WZFO (Warszawskie Zakłady Foto-Optyczne) w latach 1960-1968 (prototyp w 1959) przystosowany do wykonywania 12 zdjęć w formacie 6x6 na błonie zwojowej typu 120. Start-B*, jest trzecim z kolei modelem aparatu w linii aparatów Start, który wraz ze Startem II, Startem 66 i Startem 66S, był pierwszym, najdłużej produkowanym aparatem fotograficznym w Polsce i do tego jedynym polskim aparatem TLR. Start-B, pod nazwą Noco-Flex, był eksportowany do Holandii, a pod nazwą Universa Uniflex 66 do RFN.
Swojego Starta-B kupiłem za stówkę. W bonusie dostałem książeczkę o fotografowaniu Startem-B. Aparat wyglądał nieźle, z prawie pełnymi okładzinami i ładnym, skórzanym futerałem. Później okazało się, że migawka się trochę zacina, a obiektyw wewnątrz, ma jakieś zabrudzenia i dlatego nieostro rysuje. Do tego przecieki światła, przez otwieraną, tylną klapę obudowy. Uszczelnienie zrobiłem sam. Ale naprawę migawki i czyszczenie obiektywu musiałem zlecić profesjonaliście. Aparat chodzi, jak nowy! Robi też świetne zdjęcia - prosty obiektyw (tryplet) Emitar 3.5/75 rysuje ostro i produkuje przyjemny bokeh! Bardzo spodobało mi się fotografowanie moim Startem-B. Kadrowanie na matówce i ostrzenie "na źdźbło", by wydobyć je z tła.
Czy można go porównać z Rolleicordem, którego ponoć jest kopią? Nie można! To nieporównywalne klasy! Tylko ogólna koncepcja lustrzanki dwuobiektywowej 6x6, jest dla nich wspólna. Start, we wszystkich jego modelach i odmianach, jest ubogim krewnym. Użyte materiały i jakość wykonania, są pochodną biednego, odbudowującego swój przemysł, po zniszczeniach straszliwej wojny kraju "żelaznej kurtyny". Rolleicord, a tym bardziej Rolleiflex, są dla mnie wciąż niedostępne - tym razem już, dla kieszeni emeryta. Start jest aparatem, który nie może zapełnić tego miejsca, ale jednak próbuje. A przyjemna jakość uzyskanych zdjęć i świadomość, że pochodzi on z polskiej, powojennej produkcji, z czasów mojego dzieciństwa (jeden z moich kolegów z podstawówki, miał właśnie nowiutkiego Starta-B) dodatkowo mnie inspiruje i Start-B powoli staje się jednym z moich ulubionych aparatów.
Zapraszam, do odwiedzenia świetnego bloga i artykułu o pierwszej wersji aparatu Start .
(poniżej:
mój Start-B,
odnaleziony kadr wykonany w 1980 roku Rolleicordem,
3 przykładowe zdjęcia z ostrzenia moim Startem-B "na źdźbło",
3x video z pokazami slajdów wykonanych moim Startem-B - ostatnie po reperacji migawki i czyszczeniu optyki)
_____
*) mój egzemplarz, to: typ 4, wersja I - źródło: Mariusz Jedynak "Polskie aparaty fotograficzne 1953-1985 Katalog", Wydawnictwo MS, Opole 2018, ISBN 978-83-61915-67-6
Dzięki piękne za podlinkowanie i dobre słowo!
OdpowiedzUsuńPięknie się Twój Start sprawił, no i Twoje oko oczywiście też. Foty znakomite i bardzo przyjemnie rysuje ten ubogi krewny. Widać klasa sprzętu dobremu fotografowi nie przeszkadza ;).
Dziękuję bardzo i oczywiście, wszystko z wzajemnością!
UsuńSerdecznie pozdrawiam