Przejdź do głównej zawartości

Jak to się zaczęło?

Zaczęło się zupełnie zwyczajnie, raczej banalnie, czyli w dzieciństwie. 


Mój Ojciec był entuzjastą amatorskiej fotografii i amatorskiego filmu. Co jakiś czas, nasza duża łazienka, która po przebudowie i podziale mieszkania, stała się kuchnią (sic!), przeistaczała się w jego ciemnię, a ja, najpierw jako maluch, później większy chłopak, często uczestniczyłem w magii wykonywania powiększeń pod powiększalnikiem i wywoływaniu pozytywów. W moim odczuciu, uczestniczyłem w magicznym rytuale, kiedy po naświetleniu papieru, któremu towarzyszyły rytualne, jak mi się z początku wydawało, ruchy rąk osłaniające fragmenty negatywowego obrazu, byłem świadkiem, kiedy przy czerwonym świetle w jednej z kuwet, na białym do tej pory arkuszu, pojawiał się czarno-biały obraz! Tak, to niewątpliwie była magia i doświadczenie metafizyczne!


Ojciec był wynalazcą i potrafił wykorzystywać fotografię w swojej pracy zawodowej - np. do swojej Leica Standard z 1932 roku, dorobił przystawkę, do wykonywania reprodukcji i fotografii makro, które to możliwości wykorzystywał m. in. w pracy na Politechnice Warszawskiej. Przez kilka lat pracował również w CWU "Libella", gdzie zaprojektował m. in. wieszaki do filmów, szczypce do zdjęć i wałek do wyciskania wody podczas używania suszarki fotograficznej, które były później, przez tę firmę, wiele lat produkowane!

Kiedy byłem całkiem mały, Ojciec miał między innymi, średnioformatowy aparat 6x6 na błony zwojowe typu 120, lustrzankę dwubiektywową Welta Reflekta II - do dzisiaj zachowało się oryginalne pudełko od tego aparatu, liczne negatywy i papierowe powiększenia - pozytywy. Ale pierwszym aparatem, który zapamiętałem z fizycznego z nim obcowania, był miechowy aparat na klisze szklane, produkcji nieznanej mi firmy. Aparat był uszkodzony, pozbawiony migawki i obiektywu i Ojciec dał mi go do zabawy. W krótkim czasie, nie pozostał po nim nawet ślad. Stąd wynika, że Ojciec nie był jakoś specjalnie przywiązany do tego typu przedmiotów...

Kolejnym aparatem fotograficznym, który od Ojca dostałem, do swojej wyłącznej dyspozycji, był prosty, skrzynkowy Box Tengor 54/2 z 1934 roku. Z tym aparatem również się nie pieściłem. Wielokrotnie rozebrałem go na pojedyncze części. Czasami coś w nim zepsułem, innym razem coś zgubiłem... Dzięki prostocie i solidności konstrukcji, aparat wciąż działa!

Jednocześnie, chłonąłem kolekcjonowane przez Ojca egzemplarze miesięcznika "Fotografia" i nieliczne albumy. Obcowałem więc z najwyższych lotów polską fotografią artystyczną i reporterską lat 50. i 60. XX wieku... Czasami, Ojciec dawał mi do ręki swoją Leica Standard i mogłem z nią iść w miasto i robić zdjęcia!

Kiedyś, po wielu latach, spotkany przypadkowo, kolega z podstawówki powiedział: "Ja, to jak inni koledzy w tym samym wieku, po prostu, kopałem piłkę, a wtedy Robert interesował się fotografią!" Coś w tym było, zwłaszcza, że zawsze byłem raczej kiepski w kopaniu piłki ...

Po wielu latach, udało mi się dostać na studia na Wydziale Wzornictwa Przemysłowego w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Na pierwszym roku, mieliśmy obligatoryjne zajęcia z fotografii, które w Pracowni Fotografii prowadził wtedy Grzegorz Niewczas. Podczas studiów również wykorzystywałem fotografię w ćwiczeniach wykonywanych w Pracowni Rzeźby Grzegorza Kowalskiego (znanej wiele lat później, jako "Kowalnia", z której wyszli m. in. tacy artyści, jak Katarzyna Kozyra, czy Paweł Althamer) W ten sposób, fotografia stała się częścią mojego zawodowego życia, jako projektanta wzornictwa, grafiki, wnętrz i wystawiennictwa targowego w erze przedkomputerowej, a także (hmmm) artystycznego ...

Niestety, okazało się wkrótce, że mam okropne uczulenie na chemiczne odczynniki i fotografia cyfrowa wydawała się być moim wybawieniem.

Przez ten czas, oprócz Boxa Tengora i Leici Standard, pojawił się Zorki 4, Smena 8M, Zenit 11, w końcu elektroniczna lustrzanka Praktica B100 i Kine Exakta II z 1949 roku. Pomalutku dochodziły kolejne aparaty na film, jak np. elektroniczny Nikon N55 i przez długie lata nic ... Do czasu, kiedy, kilka lat temu, na urodziny, dostałem kilka starych aparatów w nieznanym stanie Ilford Sportsman firmy Dacora, polski Ami, FED 2 i 3 ...

Dzisiaj z kilku starych aparatów, jest mini kolekcja około 40 sztuk ...
No i większość z nich, z różnymi niedomaganiami, działa, więc trzeba sprawdzać, jakie zdjęcia z nich wychodzą, więc znowu się zaczęło ...

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy Smena 8, to "s**t camera"?

Na fejsbukowych forach i grupach, poświęconych fotografii analogowej, spotykam częste opinie, że radzieckie aparaty fotograficzne, Lubitel , Zenit , a w szczególności Smena , są nic nie wartym złomem i nie należy w ogóle brać ich pod uwagę w wyborze sprzętu do fotografii na filmie. Czy to prawda? Co ja o tym sądzę? Przede wszystkim, najpierw, zastanawiając się nad tym, czy w ogóle zająć się fotografią na filmie, powinniśmy wiedzieć, czego szukamy w tej dziedzinie. Mój wybór jest prosty: nie zamierzam robić zdjęć najlepszych na świecie, nie zamierzam równać się z fotograficznymi sławami, chcę robić swoje zdjęcia, po swojemu , chcę bawić się fotografią, podobnie, jak bawiłem się w czasach mojego dzieciństwa i młodości, próbując, najlepiej jak potrafię, przekazać emocje i treści, które ważne są, dla mnie, dzisiaj . Radzieckie aparaty fotograficzne, były nieodłączną częścią tamtej rzeczywistości. Dla niektórych z nas, w biednych czasach Żelaznej Kurtyny, radziecki aparat Zenit , był szcz

Rolleiflex!!! Czyli: My TLR Story #10

Kultowy aparat w moich rękach! Moim marzeniem, było móc robić zdjęcia tym aparatem, albo którymś modelem z tej wytwórni. Zawsze aparaty Rolleiflex i Rolleicord , były poza moim zasięgiem. Kilka tygodni temu, pojawiła się możliwość długoterminowego wypożyczenia przedwojennego Rolleiflexa . To Rolleiflex Automat 6x6 - Model RF 111A z obiektywem Carl Zeiss Jena Tessar 3.5/75 ( Rolleiflex Automat Model 2 i tutaj ) z 1938 roku!  Aparat, pomimo słusznego wieku, jest w pięknym stanie i w stu procentach sprawny! Ma również piękny, skórzany futerał. Praca Rolleiflexem , jest bardzo przyjemna - matówkowy wizjer z prowadnicami, jest jasny, chociaż lupa mogłaby być większa, w powojennych modelach to poprawiono, ale ustawianie ostrości bardziej zależy od wzroku fotografa i każda osoba używająca okularów , jak ja, może mieć z tym kłopot.  Ustawianie czasów otwarcia migawki i przysłony realizowane jest dwoma pokrętłami po bokach obiektywów, a wartości ustawionych parametrów widać w okienku od

Forsowanie Fomapan 400@3200

Niedawno, na pewnej fejsbukowej grupie ujawniłem, że zamierzam naświetlić film negatywowy Fomapan 400 , jako czulszy o trzy działki, czyli na ISO 3200 a następnie, wywołać go forsownie do ISO 3200 w wywoływaczu typu Fomadon R09 . Zaraz podniosły się głosy, że: Po pierwsze, Fomapan 400 , nie nadaje się do forsowania. Ciekawe, dlaczego? Odpowiedzi brak! Po drugie, że efekty będą fatalne, że zadymienie, że ziarno, ale brak odnośników do przykładów... Nikt nie podał przykładów owego fatalnego efektu, za to jeden z kolegów, przysłał mi prywatnie link do swojego folderu z tak naświetlonymi i wywołanymi zdjęciami - zastrzegając, że ziarno duże i że nie bardzo podoba mu się rezultat. Mnie jego zdjęcia się bardzo spodobały, więc postanowiłem powtórzyć jego procedurę. Jako uwagę główną, trzeba podać, że puryści uważają wywołanie forsowne za błąd! Według zasad rzemiosła, bo nie sztuki (!!!), negatyw należy naświetlić nominalnie, lub lekko (o pół działki?) prześwietlić i wywołać zgodnie z zalec