Przejdź do głównej zawartości

Ładny obrazek

Jedną z najważniejszych rzeczy w fotografii, moim zdaniem, jest intencja fotografa. Powód, dla którego sięga po aparat. Tych powodów może być wiele:

  • chęć udokumentowania ważnej chwili, ważnego wydarzenia,
  • chęć zachowania w kadrze aparatu wizerunków miejsc, przedmiotów lub osób,
  • chęć przekazania w kadrze ważnych, dla fotografa treści i/lub emocji,
  • chęć wytworzenia konkretnego, plastycznego wrażenia,
  • ...
  • chęć stworzenia ładnego obrazka.

Czasami, intencje występują oddzielnie, czasami łącznie. Dominują jedne, lub drugie. Fotografia, praktycznie nie istnieje bez tych powodów, dzięki którym powstaje. Zawsze, ktoś musi zdecydować, że chce/powinien/musi sięgnąć po aparat. Nie ma znaczenia, czy jest to aparat w twoim smartfonie, zaawansowany, profesjonalny aparat z doskonałym obiektywem, prosty, wyprodukowany przed II Wojną box na błonę zwojową, aparat cyfrowy, czy camera obscura - to zawsze fotograf decyduje, żeby go użyć zgodnie ze swoim zamiarem.

Zastanawiam się, które z wymienionych, lub nie, powodów, najczęściej kierują moim postępowaniem podczas fotografowania i które z nich dostrzegam w zdjęciach innych fotografów, tych zdjęciach, które podobają mi się najbardziej?

W związku z powolnym, ale jednak, rozszerzaniem kolekcji starych aparatów, u mnie, często pierwszym powodem, jest po prostu, chęć sprawdzenia, czy aparat w ogóle działa. Najlepiej byłoby stworzyć do tego celu warunki laboratoryjne - jeden rodzaj negatywu i wywoływacza, zapewnić jednakowe warunki oświetleniowe, a obiektyw skierować, na wzorcową planszę. Tak mógłbym sprawdzić, nie tylko, czy aparat działa, ale również wiele innych ważnych parametrów migawki i obiektywu. Nie robię tak jednak, nie dlatego, że nie mam takiej wzorcowej planszy, czy miałbym kłopot z uzyskaniem równomiernego oświetlenia i innych laboratoryjnych warunków. Po prostu, nie interesuje mnie aż tak bardzo sam aspekt techniczny - jaką rozdzielczość ma konkretny obiektyw, przy danej przysłonie w centrum i na obrzeżach kadru.
Mnie, jeśli aparat funkcjonuje w miarę prawidłowo, a prawie każdy z moich starych aparatów ma jakieś niedomagania, interesuje efekt plastyczny - czy mnie obraz uzyskany danym obiektywem, porusza bardziej niż inne. Z wielu powodów, funkcjonuję głównie w otoczeniu swojego miejsca zamieszkania (podwarszawska wieś-przedmieście) i pobliżu miejsca zamieszkania mojej Mamy (centrum Warszawy) i tam poszukuję tematów do swoich zdjęć. Do niektórych, z racji ograniczenia czasu, przestrzeni i środków, wracam wielokrotnie, w różnych porach dnia i roku. Za każdym razem próbuję zmienić swoje spojrzenie, za każdym razem zobaczyć w tym samym temacie coś innego. Co to dla mnie znaczy? Za każdym razem fotografowany obiekt musi wzbudzić moją ciekawość i w jakiś sposób mnie poruszyć. Forma, światłocień, relacja z innymi obiektami w jego otoczeniu - emocje związane z obserwacją obiektu. Pomimo tego, że zawsze staram się właściwie skomponować kadr, zauważyłem, że moim zamiarem, nie jest chęć stworzenia ładnego obrazka. Nie, że bym był jakimś snobem po ASP. Po prostu, nie tworzę ładnych obrazków.

Generalnie, mogę powiedzieć, że pojęcie "ładny obraz", a także "piękno", "sztuka" i "artyzm", to bardzo względne pojęcia i staram się ich unikać, zwłaszcza w stosunku do moich własnych zdjęć. Już pisałem, że studiowałem w Pracowni Rzeźby Grzegorza Kowalskiego*. Trudno powiedzieć, czy zajmowaliśmy się tam uprawianiem sztuki, czy celem był artyzm, albo piękny obiekt. Zajmowaliśmy się m. in. wyrażeniem własnej relacji wobec przedmiotów, albo relacji wobec innych ludzi, określaliśmy swoją relację wobec otoczenia, wobec społeczeństwa i szerzej świata. Te relacje, to relacje przestrzenne, ale również emocjonalne, a obiekty, które były rezultatami tych działań - zero sztuki, czy artyzmu, a na pewno, nie były ładne. Trochę podobnie działam w fotografii. Inspirują mnie formy otoczenia, które wyzwalają moje emocje, a zamknięcie ich w kadrze, zostaje określone moim stosunkiem do nich. Nakładają się na to różne czynniki, jak rodzaj aparatu, obiektywu, rodzaj filmu, warunki zewnętrzne itd itd. ale to cały czas mój stosunek do zaobserwowanej formy lub sytuacji, która wywołała we mnie emocje, które skłoniły mnie do wzięcia do ręki aparatu i zrobienia zdjęcia. Teraz, w całym procesie powstawania obrazu, mogą pojawić się różne, nieoczekiwane czynniki w tym również błędy. Czasami wzmocnią przekaz, czasami nie. Obraz, czyli zdjęcie, jest efektem tego procesu i oczywiście świetnie, jeżeli jest doskonały, ale jeszcze lepiej, kiedy przekazuje jak największą część tego, co skłoniło mnie do jego wykonania i wywołuje podobne wrażenia i emocje u odbiorcy. Zdjęcie, jest nośnikiem przekazu treści i emocji. Albo wyzwala te emocje, albo nie. Nie ma ładnego obrazka, nie ma sztuki, ani artyzmu.

Oglądając prace innych fotografów, próbuję odczytywać ich intencje wyrażone w obrazie. Obrazy poruszają mnie zarówno formą, jak i treścią, wywołują we mnie emocje. Wydaje mi się, że odczytuję treści i emocje, które kierowały ręką i okiem każdego z tych fotografów w momencie, kiedy wykonywali te zdjęcia.

Przynajmniej taką mam nadzieję.





instagram.com/robhosailor

_______
*) Zapraszam, do odwiedzenia Archiwum Kowalni w zbiorach Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie - szczególnie z lat 1981-1982 i 1982-1983, kiedy byłem studentem w tej pracowni - kilka zdjęć ma pomylone podpisy np. jedna z moich prac (jestem tam również na zdjęciu) została przypisana nieżyjącemu już koledze, Alvarowi Hansenowi, inna, niesłusznie przypisana mnie, ale nie chodzi o szczegóły ... A w razie pytań, chętnie spróbuję odpowiedzieć.
archiwum-kowalni

Komentarze

  1. Jakość techniczna zdjęcia jest ważna, o ile świadomie służy przekazywanej treści. Bardziej cenię ciekawe spojrzenie na temat i umiejętność zawarcia przekazu w estetycznej wyważonej formie. Tu przydawać się może znajomość pewnych „kanonów” lub – jeszcze lepiej – wyniesione z domu wrażliwość i poczucie piękna. Czasami zdarza się, że jakiś fragment otaczającego świata zwyczajnie prosi mnie abym utrwalił go w swojej pamięci poprzez poświęcenie chwili uważności.
    A wówczas, im aparat jest bardziej „manualny”, tym większej uwagi, przemyślenia i skupienia (ekspozycja, kadrowanie, światło, odległość od przedmiotu) wymaga od fotografa. Poza tym każdy aparat ma swoją specyfikę i ograniczenia. Jak z używaniem różnych pędzli do malowania. Trzeba się z nimi zaprzyjaźnić i nauczyć współpracować.
    A potem następuje wyczekiwanie na wywołanie filmu i końcowy efekt.
    A to właśnie sprawia, że związuję się z kadrem i kiedy oglądam zrobione przeze mnie zdjęcie, momentalnie przenoszę się mentalnie w atmosferę, jaka towarzyszyła mi kiedy fotografowałem.
    Innym aspektem jest przyjemność obcowania z aparatem. Niektóre mechaniczne konstrukcje to działa sztuki inżynierskiej zamknięte w idealnej formie sztuki użytkowej. Wiele używanych aparatów przywróciłem do życia i traktuję je jak moje dzieciaki. Z przyjemnością wsłuchuję się w pracę dźwigni, przekładni i wyzwalanej migawki. Z delikatnością dotykam metalu i skóry, ważę ich ciężar w dłoniach. Poza tym stare aparaty mają swój specyficzny zapach a wiadomo przecież, że to jest bodziec, który niesamowicie wgryza się i utrwala w naszej podświadomości.
    Z tego punktu widzenia fotografia analogowa jest dla mnie bardziej atrakcyjna niż technika cyfrowa.
    Kiedy oglądam czyjeś prace, często chłonę je na szybko i pozwalam emocjom na swobodne określenie mojego odbioru. Często jest to jedna czuciomyśl typu „dobre, ciekawe, nudne, powtarzalne, genialne, nowe, słabe, przyjemne”. Dopiero później – jeśli chcę się tym skupiać – włącza się pierwiastek analityczny i odpowiadam sobie na pytanie co i dlaczego mnie w określony sposób poruszyło, i jest to każdorazowo rodzaju wglądu w osobiste poczucie estetyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Ze wszystkim się zgadzam.
      Świadomie pominąłem aspekt obcowania z aparatem, bo to kolejna sprawa i temat na kolejny artykuł. I oczywiście, to co piszesz, jest również mi bardzo bliskie - zawsze fascynowało mnie piękno starych aparatów, rzeczywiście traktuję je, jako dzieła sztuki inżynierskiej i obcowanie z nimi sprawia mi ogromną przyjemność.

      Z oceną prac innych fotografów, pewnie też mam podobnie - podejście powierzchowne i głębsze, analityczne. Zauważam, że w tej głębszej sferze, słabo zachwycam się perfekcyjnymi, "pięknymi widokami", a zupełnie nie, dodatkowo "podkręconymi" kolorystycznie, chyba, że miałbym mówić o emocjach negatywnych ... ;-)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Pięknie powiedziane. Widzę też paralele w Twoim i moim myśleniu, choć ja nie odżegnuję się od konwencjonalnej ładności, nie mam nic przeciwko niej, to po prostu jedna z estetyk, z której można skorzystać. Focenie ludzi nauczyło mnie ją nawet doceniać.

    Osobiście motywuje mnie najbardziej ciekawość odkrywania potencjału sprzętu, tej plastyki, o której piszesz, no i samego obcowania ze sprzętem, o czym piszecie w komentarzach wyżej.

    Bo właśnie - mnie też tabelki i rozdzielczości obiektywów nie interesują. Ale z kolei tempo pracy wynikające z mojej niecierpliwości prawdopodobnie sprawia, że autentyzm wyrazu jest dla mnie na drugim miejscu albo jeszcze dalej, przynajmniej w pierwszym momencie, kiedy jeszcze nie znam konkretnego aparatu. I wtedy odniesienie zwyczajnie do zasad kompozycji i/lub własnego doświadczenia z tym, co po prostu działa, by zbudować obraz poprawny, może ładny, choć bez większego wyrazu ani znaczenia, pozwala uśpić wyrzuty sumienia, że kolejny film zmarnowany, a drogi przecież. Focenie plansz wzorcowych byłoby dla mnie marnowaniem materiału tak na maksa, bo te dane mnie nie interesują. A przyjemny obrazek dajmy na to drzewa nad rzeką albo niech i będzie zardzewiałe ogrodzenie - też ładne - już jakoś łatwiej mi przechodzi przez gardło.

    Na autentyczne tworzenie, takie z siebie, o jakim piszesz, zwykle czas jest wtedy, kiedy albo już poznam się z jakimś aparatem i zachwycę się nim tak, że biorę go z taką osobistą intencją - albo w dowolnym momencie, kiedy zachwyci lub w inny sposób poruszy coś, co widzę, i wtedy najlepszy jest ten aparat, który mam pod ręką, co nierzadko w ostatnich latach oznaczało komórkę.

    W ogóle temat ciekawy i ważny, i coś czuję, że też coś u siebie napiszę o tym. Dzięki za temat do przemyślenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję!
    Przypuszczam, że niektóre spostrzeżenia, są uniwersalne, dlatego tak łatwo się zgadzamy.
    Co do tej "ładności", to rozumiem, ale nie poszukuję jej, ani nie oczekuję. A jeszcze o inspiracji otrzymywanej od sprzętu - mam w przygotowaniu artykuł na ten temat - pojawi się tutaj w niedalekiej przyszłości.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czy Smena 8, to "s**t camera"?

Na fejsbukowych forach i grupach, poświęconych fotografii analogowej, spotykam częste opinie, że radzieckie aparaty fotograficzne, Lubitel , Zenit , a w szczególności Smena , są nic nie wartym złomem i nie należy w ogóle brać ich pod uwagę w wyborze sprzętu do fotografii na filmie. Czy to prawda? Co ja o tym sądzę? Przede wszystkim, najpierw, zastanawiając się nad tym, czy w ogóle zająć się fotografią na filmie, powinniśmy wiedzieć, czego szukamy w tej dziedzinie. Mój wybór jest prosty: nie zamierzam robić zdjęć najlepszych na świecie, nie zamierzam równać się z fotograficznymi sławami, chcę robić swoje zdjęcia, po swojemu , chcę bawić się fotografią, podobnie, jak bawiłem się w czasach mojego dzieciństwa i młodości, próbując, najlepiej jak potrafię, przekazać emocje i treści, które ważne są, dla mnie, dzisiaj . Radzieckie aparaty fotograficzne, były nieodłączną częścią tamtej rzeczywistości. Dla niektórych z nas, w biednych czasach Żelaznej Kurtyny, radziecki aparat Zenit , był szcz

Rolleiflex!!! Czyli: My TLR Story #10

Kultowy aparat w moich rękach! Moim marzeniem, było móc robić zdjęcia tym aparatem, albo którymś modelem z tej wytwórni. Zawsze aparaty Rolleiflex i Rolleicord , były poza moim zasięgiem. Kilka tygodni temu, pojawiła się możliwość długoterminowego wypożyczenia przedwojennego Rolleiflexa . To Rolleiflex Automat 6x6 - Model RF 111A z obiektywem Carl Zeiss Jena Tessar 3.5/75 ( Rolleiflex Automat Model 2 i tutaj ) z 1938 roku!  Aparat, pomimo słusznego wieku, jest w pięknym stanie i w stu procentach sprawny! Ma również piękny, skórzany futerał. Praca Rolleiflexem , jest bardzo przyjemna - matówkowy wizjer z prowadnicami, jest jasny, chociaż lupa mogłaby być większa, w powojennych modelach to poprawiono, ale ustawianie ostrości bardziej zależy od wzroku fotografa i każda osoba używająca okularów , jak ja, może mieć z tym kłopot.  Ustawianie czasów otwarcia migawki i przysłony realizowane jest dwoma pokrętłami po bokach obiektywów, a wartości ustawionych parametrów widać w okienku od

Forsowanie Fomapan 400@3200

Niedawno, na pewnej fejsbukowej grupie ujawniłem, że zamierzam naświetlić film negatywowy Fomapan 400 , jako czulszy o trzy działki, czyli na ISO 3200 a następnie, wywołać go forsownie do ISO 3200 w wywoływaczu typu Fomadon R09 . Zaraz podniosły się głosy, że: Po pierwsze, Fomapan 400 , nie nadaje się do forsowania. Ciekawe, dlaczego? Odpowiedzi brak! Po drugie, że efekty będą fatalne, że zadymienie, że ziarno, ale brak odnośników do przykładów... Nikt nie podał przykładów owego fatalnego efektu, za to jeden z kolegów, przysłał mi prywatnie link do swojego folderu z tak naświetlonymi i wywołanymi zdjęciami - zastrzegając, że ziarno duże i że nie bardzo podoba mu się rezultat. Mnie jego zdjęcia się bardzo spodobały, więc postanowiłem powtórzyć jego procedurę. Jako uwagę główną, trzeba podać, że puryści uważają wywołanie forsowne za błąd! Według zasad rzemiosła, bo nie sztuki (!!!), negatyw należy naświetlić nominalnie, lub lekko (o pół działki?) prześwietlić i wywołać zgodnie z zalec